heh, nawet nie ma co pisać
ale to może dorzucę kilka szczegółów.
Mieszkaliśmy na zamku, w komnatach, łóżka piętrowe z pościelą (chociaż bez powłoczek), na piętrze łazienka z kibelkami i prysznicami - FULL WYPAS!!!! Zamek sam w sobie przepiękny, od czubków wież aż po podwórze i dziedziniec, ze stajniami, kuźnią itp. Posiłki - niestety - marnawe, zwłaszcza sobotnia biesiada; znikomą ilość bigosu rekompensowały za to niemierzalne ilości piwa...
W piątek jak to w piątek, przyjechaliśmy, wypakowaliśmy się, poszliśmy na piw...-tfu!- na kawę
, a po powrocie zastaliśmy reszte naszych współlokatorów, czyli...dowódczynię polskich łuczników z zeszłorocznego Grunwaldu Olę i jej chłopaka Staszka. I o ile Staszek okazał się niezłym jajcarzem-gawędziarzem, tak po wywodach Oli chyba zacznę nerwowo reagować na słowo "mediewalny"...
W sobotę jako pierwszy odbył się turniej łuczniczy. Były dwie tury - pierwsza składała się z 3 strzałów z wieżyczki + 3 strzały zza pawęży + 4 strzały z równoważni przez krzak (de facto wszystko odbywało się przez krzaki, bo jak je postawili tak oczywiście zostały
), a druga z sześciu strzałów oddanych zza pawęży w ciągu minuty. Turniej skończył się jak się skończył
po czym chłopaki zaproponowali Przemkowi wstąpienie do Swobodnej Kompaniji. Oferta została odrzucona.
Z lekka zazębił się z łuczniczym turniej "Zamczysko". Zbrojni zostali podzieleni na dwie grupy, z których jedna broniła zrębów słomianego zameczku i zatkniętych w nim flag, a druga próbowała owe flagi zdobyć; potem role się zamieniały i tak przez kilka kolejek. Trochę się bałam o JarJara, bo mimo iż walczono kijami, to jednak naparzanka bya ostra i bezpardonowa, ale chłopak dał sobie świetnie radę i chyba nawet raz zdobył flagę (raz widziałam, możliwe że więcej razy
) Potem odbywały się pokazy tańca dawnego, jazdy konnej itd, a wieczorem urządzono inscenizację napadu krzyżackiego na wioskę Nicponię. Nie ma sensu opisywać całości, w każdym razie wyglądało to interesująco - mimo mankamentów w postaci złego oświetlenia, gasnących od razu po wypuszczeniu z łuku strzał zapalających, spłoszonego konia który finalnie położył się na ziemię razem z jeźdźcem w zbroi czy niedostatecznej ilości obrońców. To ostatnie dotknęło bezpośrednio Michała, który w poszukiwaniu przeciwnika musiał przeprowadzać wywiady
, ale kilku takich znalazł i ma nakręcony nawet mały filmik! Po inscenizacji była biesiada, o której zasadniczo nie ma co mówić.
Dzisiaj rano odbył się turniej kuszniczy - nic ciekawego, tyle że Przemek sobie postrzelał z całkiem dobrymi wynikami. Jak było do przewidzenia wygrał Płock, ale w sumie skoro w turnieju oficjalnie brało udział bpdajże 5 czy 6 osób to to takie tam... No a potem zaczęła się bojówka. JarJar odbył walkę eliminacyjną, po której zakwalifikował się od razu do półfinału, młócąc przeciwnika do tego stopnia że ten już nawet nie zadawał ciosów tylko machał mieczem w stylu "on gdzieś tu był, może go trafię!..." W półfinale wypadło mu walczyć z Olem z Chorągi Prywatnej von Reihl, faworytem turnieju - czoła stawiał dzielnie i poległ na punkty 9:13; Górecki aż się pytał skąd to ten o, po czym starannie się Michałowi przyjrzał mówiąc znaczące "ahaaa"...
Olo ostatecznie był drugi, bo walkę finałową ze swoim kolegą z drużyny odbywał od razu po półfinałowej i trochę już był słaby...
I to zasadniczo wszystko co nas spotkało i zainteresowało. Potem pojechaliśmy do domu, a teraz idę spać bo lecę na pysk
Dziękuję za uwagę