*Gospoda pod ponętnym Nazgulem*

Piszta o czym chceta, jednak miej baczenie czy nie trafniejszy byłby inny dział.

Postprzez PodróżniczkaAyhra » 25 Maj 2005, 20:14

Tymczasem Ayhra nie poszła spać, tylko wymknęła się nad pobliskie jeziorko. Tam umyła się dokładniej, bo ciągle miała dziwne wrażenie, że wciąż niemiły zapach krwi unosi się od niej. Wyprała sukienkę i spodnie. Tylko jeszcze zaschła krew koloru smoły nie mogła zejść ze skrzydeł. Popływąła trochę aby wszystko sie odmoczyło. Gdy wyszła, przyodziała zapasową sukienkę zrobioną z kawałka białego płótna. Była jak worek, ylko dwa dłuższe rogi związała za szyją, a w pasie przewiązała się szeroką czarną wstęgą. Włosy, dotąd zaplecione w dwa dobierane rozpuściła i porządnie umyła.
Gdzy wróciła do obozu poczuła miły zapach dziczyzny, lecz nie chciało jej się jeść. Najadła się tym, co było na uczcie. Obeszła całą wieś w poszukiwaniu przeżedzenia w tarczy. Znalazła takich miejsc kilka. Od razu je wzmocniła.

Po jakimś czasie wszyscy się obudzili. Było już południe, gdy zaczęto przygotowania do kolejnej bitwy. Ayhra, trochę zmieniona przez kompiel, trochę rozochrana wzbiła sie w powietrze nic nie mówiąc z Mieszanką Wybuchową i wyleciała poza barierę. Z ziemi widać było tylko mały, biały punkt.
W powietrzu Ayhra zauważyła, że armia orków zmalała. Została tylko nieliczna garstka, i to jeszcze w obozach. Zaczęła atak. Rozrzucała Mieszankę na wszystkie orki.
"Odsłońcei barierę. Nie ma ich dużo. Wycofują się"- przekaząła Marze w myślach. Po chwili blodoróżowej bariery już nie było. Aerian wszedł na mury i zaczął strzelać, a Kallisto, Mea i Gandalf wyszli z mieczami wypoczęci i najedzeni. Orki były oślepione promieniami słońca, więc waliły na ślepo. Walka znów rozgorzała. Na szczęście orków nie było już tak dużo jak się zdawało. Ich ilość- wyczerpanych i rozzłoszczonych ciągle malała.
W końcy resztka dezerterów zdecydowała się na odwrót. Gonioine jeszcze przez smoki uciekały gdzie tylko popało.
Walka trwała jeszcze około 3-4 godzin. Później trzeba było posprzątać, więc dotychczas pochowani wieśniacy wyszli. Pole usiane było trupami orków. Każdego na ich widok wzdrygało. Ci słabsi potrafili nawet zwymiotować, lecz większość się powstrzymywała. "Sprzątanie" trwało jakieś 5 dni. Bardzo szybko się uwinęli. Trupy orków wrzucano do specjalnych, głębokich dołów i zakopywano. Mara sporządziła kolejny specyfik, by ich ciała szybciej się rozkłądały i tak mocno nie wydawały okropnego odoru, który był nie do zniesienia.

Po tm boju wrócili spokojnie do gopody, gdzie wszystko się zaczęło. Była ona w takim stanie, w jakim ją zostawili. Uradowani, że nic sie tu nie stało (a w szczególności Fazik, który, gdy miał czas na myślenieto zastanawiał się nad stanem karczmy o ich powrocie, jaką zastaną) Wszyscy zmęczeni i głodni ciężko pousiadali na krzesła, ławy, gdzie się dąło. Fazik zaraz skoczył do schowka, gdzie trzymał wspaniałe przysmaiki. Od razu zastawiono stołu i zaczęto pić i jeść. Uczta była wyborna! Pełno misek z różnorakim jadłem, pełno dzbanów z róznym napitkiem. Jedzono i pito, a półmiski o dziwo nie pusztoszały. Po jakimś czasie zmęczenie dało się we znaki. Zajęto więc pokoje nad karczmą i wszycy znużeni odpoczywali.
...Karate ni sente nashi...- karate nigdy nie atakuje pierwsze
Awatar użytkownika
PodróżniczkaAyhra
 
Posty: 107
Dołączenie: 27 Lut 2005, 15:04
Miejscowość: ciągle w podróży

Postprzez Elf » 03 Cze 2005, 20:17

Stary znużony Elf siedział sobie w kącie popijając winko domowej roboty i rozmyślał: "Dlaczego tak wyrąbana armia orków starała się zniszczyć te parę domków na krzyż? A może orkowie wcale nie szukali zaczepki? Muszę chyba dokładniej się im przyjrzeć"

Aerian skierował swoje kroki do stodoły, która pod sam sufit zawalona była zdobycznym żelastwem wszelkiego rodzaju. Sam nie wiedział czego szukał. W końcu jego wzrok padł na starą, zaśniedziałą pochwę do miecza, która swój okres świetności miała za sobą. Przetarł zakrwawiony symbol., który przedstawiał czaszkę pod która krzyżowała sie strzała z obusiecznym toporem.

O kurr...a teraz to dopiero mamy przejeb...ne - pomyślał

Nagle wszystko stało sie jasne. Wszyscy Ci posłańcy księcia Franciszka Biednego, którzy od jakiegoś czasu przemierzali jego ojczysty las w kierunku orczych królestw. Mieli jedno zadanie. Wynajęli wolną kompanię, która najwidoczniej szła na pomoc księciu. Jego brat Szczeżuj Gałowierzchy szykował armię aby zrzucić z tronu prawowitego władcę, a Franciszek Biedny nie miał pieniędzy na kawalerię w lśniących zbrojach. Wszystkie swoje oszczędności wydał na opracowanie i wdrożenie nowego systemu politycznego jakim była obecnie panująca monarchia konstytucyjna. Orki mając niewielkie wymagania i dysponując dużą siłą uderzeniową (masą) mogły zatrzymać zbójów Szczeżuja.

Chyba muszę to powiedzieć tym rzeźnikom - ehh tak to jest jak najpierw się wali a potem pyta.

Aerian wrócił do gospody. Otworzył drzwi cichutko, podszedł do baru, przysunął spluwaczkę i zwymiotował.

Oczy obecnych zwróciły się w jego kierunku. Ci z percepcją pozazmysłową wyczuli ogromny żal, który sączył sie z jego serca.
Co się stało Aerianie? - spytał ktoś z sali

Elf cisnął oderwany symbol na środek sali, otarł spieczone HCl usta i rzekł.

To była Bitna Kompania Karkołamaczy Morgluma. Znałem ich wodza od 34 lat. Był chyba najbardziej ludzkim z nieludzi tutaj zebranych. Razem piliśmy browary i staliśmy ramię w ramię podczas II Wojny o Rubież. Jesteśmy mordercami panowie i panie i nic tego nie zmieni. A dodatkowo teraz nowatorska wizja księcia Franciszka o szczęśliwym księstwie zawiśnie razem z nim na szubienicy. A teraz pozwólcie, że pójdę spać. Do zobaczenia rano.
Elen síla lúmenn' omentielvo
Awatar użytkownika
Elf
Bractwo
 
Posty: 940
Dołączenie: 16 Paź 2004, 12:18

Postprzez Buster » 03 Cze 2005, 20:34

Tymczasem na skraju polany.
-Kapitanie czy widzi pan to, co ja?? Tu … tu się cos stało … cos niedobrego.
-Widzę – odezwał się Buster – niezła rzeźnia. Ruszać się idziemy.
Cała drużyna licząca około 12 osób szła teraz przez pole śmierci. Niezliczone stosy orków leżały wszem i wobec a woń starego mięsa unosiła się w powietrzu. Po chwili marszu dotarli do pierwszego domu. Nie było w nim nic nadzwyczajnego wiec poszli dalej ku większemu budynkowi, który wydawałby się być karczmą.
-Cokolwiek ich zabiło to musiało być straszne – odezwał się jeden z ludzi, Bustera.
-Nie obchodzi mnie, co to ja mam inne cele. Chce tylko przysiąść spokojnie i nie walczyć z tymi przeklętymi goblinami zamiast spać. Wykonamy te głupia misje i wrócimy do domu.
W tej samej chwili niebo rozświetliło nie czerwonym blaskiem a koło Bustera wyładowała jedna z wielu ognistych kul.
-Albo i nie wrócimy. Przeklęte gob…
Buster zawiesił głos. Przed nimi stał czarodziej bynajmniej nie goblin lecz człowiek z drzwi karczmy wyszło jeszcze kilka postaci uzbrojonych w łuki i miecze.
-Teraz to się zacznie zabawa – skomentował ktos z tyłu.
„A może uda nam się porozumieć” pomyślał Buster.
JESTEM ULTRASEM!!

Gandalf napisał(a):A jak jest Buster to nie może nie być jaj bo to się wyklucza.
Awatar użytkownika
Buster
 
Posty: 757
Artykuły: 2
Dołączenie: 16 Paź 2004, 12:49
Miejscowość: Z odchłani czasu, zza siedmiu mórz, z odległej galaktyki itp...

Postprzez PodróżniczkaAyhra » 04 Cze 2005, 17:41

Tymczasem Ayhra pędziła na swoim rumaku jak szybko się dało. Storm- bo tak się nazywała klacz galopowała tak szybko, że jakby siedział na niej człowiek, a nie Elf to by spadł nawet w kłusie.
"Żeby tylko zdążyć."- pomyślała. Była już w lesie, niedaleko słynnej, przyjacielskiej wioski. Miała jeszcze dwa dni drogi, ale jako że była na swoim koniu, który potrafił bardzo szybko i wytrwale galopować jechać będzie 1 dzień. Z noclegiem i odpoczynkiem zajmie jej to trochę dłużej. Musiała znaleść pewien obóz i przekazać papier z pieczęcią. Nie znała się na ludzkich pieczęciach, ale wiedziała, że to ważne. Dzięki pewnym informacjom mogła wspomóc pewien oddział, którego mag zginął, a z racji tego, że znała się na czarach i medycynie mogła pomóc.
Storm galopowała jak tylko szybko mogła, ale Ayhra czuła już, że się męczy. Zatrzymała konia. Zsiadła i zbadała okolicę zostawiając klacz przy drzewie, niedaleko strumienia, by mogła się najeść i popić. Ayhra dokładnie zbadała tern.
-Tu zostaniemy, abyś odpoczęła. I się nie przeciwstawiaj.- powiedziała do konia czule. Rozłożyła matę na hamaku przywiązanym dość nisko w konarach i zasnęła pod swoim płaszczem. Był późny wieczór, a i dziewczyna i koń były bardzo zmęczone. Mokradła, na których się zatrzymały były niebezpieczne, więc spanie na drzewie było najlepszym rozwiązaniem.
Rankiem, kiedy nastał świt Ayhra zbudziła się skulona w pozycji embrionalnej. Nigdy tak nie spała, a poza tym niemożliwym był świt i to jeszcze tak ciepły w lesie. Włosy miała potargane a pad sobą czuła coś twardego. Nie otwierała oczu bo wiedziała, że musi przyzwyczaić wzrok po tak długim czasie w ciemnościach. Spróbowała przewrócić się na drugi bok. Coś wbiło się jej w żebro. Od razu otworzyła oczy.
Zamiast lasu i drzew zobaczyła drewniane pręty. Była w klatce! Ktoś podczas jej snu schwytał ją i zamkną! Jakim cudem mogła tego nie zauważyć! Zawsze była czujna, lecz tym razem ktoś ją zaskoczył. Na szczęście miała przy sobie wszystko, czego nie zdjęła przed snem, tylko miecz i sztylet jej zabrali. Zaplątała się w płaszcz. Nikt nie zwracał na nią uwagi, lecz czasami przychodził dziesiętnik i doglądał, co robi, aby czasami nie uciekła. Nic jej nie było. Nic jej nie połamali, a nawet jeśli, to szybko by się zagoiło.
Obóz był ogromny. Wszędzie przechadzali się żołnierze. Nie sposób było uciec. Klatka, w której siedziała przykuta była łańcuchem do ziemi. Mogła ledwo siedzieć w kucki, ale na długość mogła się położyć spokojnie. Przez jakiś czas oglądała teren i obóz w jakim się znalazła. Nie mogła uwierzyć, że dała się schwytać. Po jakimś czasie wiedziała, że uciec może tylko w nocy.
„Ayhra! Myśl, kobieto! Nie jesteś ułomna!”- pomyślała. Zbyt zdziwiona i zszokowana nie wiedziała co zrobić.
Po jakimś czasie próbowała wkraść się do myśli innych. Niestety, mieli założoną blokadę mentalną. Nie zakładali jej sami, ktoś, jakiś czarownik założył im je, już dawno, żeby podczas schwytania nie mogli przekazać istotnych szczegółów.
Kiedy słońce zaczęło schylać się ku zachodowi zauważyła około dwunastu ludzi- stworów. Zmierzali wprost na nią, lecz po wejściu do obozu zsiedli i oddali konie. Parobek od razu zaprowadził je do koryta z wodą.
Ayhrę ścisnęło. Dostała skurczu mięśnia prawego skrzydła. Za długo siedziała w jednej pozycji, a jej skrzydła nie miały miejsca, by mogły się choć na chwilę rozprostować.
-Kapitanie, dziś w nocy, gdy Pana nie było schwytaliśmy to dziwne stworzenie.- powiedział jeden z setników. Wyraźnie go usłyszała, choć był daleko. Ayhra wiedziała, kim są wszyscy, z jakim stopniem, bo po dniu nudzenia się w klatce podsłuchiwała rozmowy.
Kapitan przeszedł obok jej klatki obojętnie, ale obejrzał ją dokładnie, choć ukradkiem.
„Kto tu jest stworzeniem!”- zbulwersowała się Ayhra. Nie trzeba było długo czekać. Jacyś żołnierze otworzyli klatkę, złapali ją bardzo mocno za ramiona i poprowadzili do namiotu kapitana. Zszokowana Ayhra nie mogła nic zrobić. Nawet jakby chciała odlecieć, to i tak nie mogła, bo miała skurcz i nie chciała zostawiać Storm, która i tak się dużo wycierpiała przez ten dzien. Chcieli ją dosiąść, lecz ona ich zrzucała i raniła, lecz nigdy nie zabiła. Ayhra domyślała się tego po krzykach i przekleństwach jakie dochodziły z zagrody.
Namiot był obszerny. Na środku stał stół, a przy nim kapitan.
-Oto to zwierzę- powiedział jeden z żołnierzy, zasalutował i wyszedł razem z innym.
-Kim ty jesteś- powiedział, gdy Ayhra stałą zdziwiona, ze skurczem i bolącymi plecami.- Czy potrafisz mówić? – zapytał jakby sam siebie i obchodził ją oglądając ze wszystkich stron. Ayhra jak stała nie ruchomo tak stała dalej, bo każdy ruch nasilał ból kręgosłupa.
-Sądząc po ubiorze, jesteś cywilizowana.- powiedział po chwili i zasiadł znów za stołem. Do kielicha nalał sobie wina. Ayhra poczuła jego zapach. Było mocne, lecz smaczne.
-Jeśliś cywilizowana to usiądź- powiedział i wskazał krzesło obok niej- Zasiądź i napij się ze mną, chyba, że nie rozumiesz moich słów.
-Rozumiem i to doskonale- odpowiedziała po chwili ciszy delikatnym, chłodnym głosem. Nie mogła się powstrzymać, żeby nie podejść i nie uderzyć go z całej siły. Lecz resztkami sił powstrzymała się. Zdjęła płaszcz, który był brudny i pognieciony oraz źle i krzywo narzucony na ramiona. Zasiadła z pełną gracją naprzeciw chłopaka. Wyglądał na jakieś siedemnaście lat. Była o wiele starsza, choć nie dało się poznać po niej, bo była Elfką.
-Może się napijesz?- zaproponował trochę drwiąco, trochę z podziwem kapitan. Nie, jeśli możesz, to podaj mi najgrubszą, metalową igłę, jaką masz.- dodała. Igłą miała zamiar zlikwidować skurcz, który się nasilał.
-Proszę.- powiedział i podał jej dużą igłę z oczkiem. Ayhra wyczuła palcami miejsce najmocniejszego skurczu i wbiła tam ostrze. Ból, który odczuła spowodowany był tylko skurczem. Ayhra poruszała skrzydłami sprawdzając, czy wszystko jest w porządku.
-A więc jesteś człowiekiem ze skrzydłami- powiedział.- Czy tak?
-Nie. Jestem Elfem, z skrzydłami.- poprawiła i odsłoniła ucho. Palcami przeczesała włosy.
-Acha. – odparł i zaległa cisza. Ayhra nie mogła już wytrzymać.
-Co robili z moim koniem i gdzie moje rzeczy.- wypaliła. Kapitan pokiwał tylko głową i powiedział:
-Spokojnie. Odzyskasz je, tylko powiedz, kim tak naprawdę jesteś?- w tym momencie Ayhra już nie miała sił. Jak on tak śmiał! Przecież.... Za kogo on się uważa, żeby tak się do niej odnosić. Był zimny, lecz Ayhra poczuła coś, nie wiedziała co. Jego myśli były otwarte. Mogła spokojnie je penetrować. Wiedziała, że jakieś uczucie mu przerwało mentalną barierę. Nie wiedziała tylko jakie...
...Karate ni sente nashi...- karate nigdy nie atakuje pierwsze
Awatar użytkownika
PodróżniczkaAyhra
 
Posty: 107
Dołączenie: 27 Lut 2005, 15:04
Miejscowość: ciągle w podróży

Postprzez Buster » 04 Cze 2005, 17:53

-Fajna z niej dziewczyna – stwierdził Gomez, gdy znaleźli się poza namiotem – może by ja tak …
Buster obrzucił go surowym spojrzeniem i powiedział spokojnie.
-Nie. Nie waz mi się jej tknąć. Nikomu nich nie może się stać krzywda. Zrobili coś strasznego, ale to nie powód żeby ich męczyć. Czuję, że się nam przydadzą. Zresztą nie wiem, po co my utaj koczujemy przecież ludzie z karczmy nie walczyli z nami rano, więc raczej nic do nas nie mają. Chyba …
Zaszli dalej i usiedli na snopkach siana w pobliżu innego namiotu. W tym samym momencie podszedł do nich inny żołnierz i salutując powiedział.
-Panie kapitanie w karczmie dzieją się dziwne rzeczy. Jakby się zbierali do bitwy. Ale ja wspomniałem im tylko ze złapaliśmy jakieś dziwne stworzenie.
Oczy Bustera patrzyły w kierunku swojego namiotu.
-Wypuśćcie ją. Ona jest z tamtej gospody. Ponadto zdemontujcie obóz a ja i 2 ludzi idziemy do miasteczka.
Po krótkiej wędrówce przez polankę stanęli przed drzwiami karczmy. Po przekroczeniu progu wszystkie oczy gniewnie skierowały się w ich stronę.
-Spokojnie nie chcemy walczyć. Już wypuściliśmy waszą koleżankę czy co to jest. Jeśli mogę to chciałbym się przedstawić.
Wszyscy na patrzyli dalej na niego złowrogo. Pierwszy z nich ten sam czarodziej, który rano ich atakował wstał.
-Proszę. Bo jest tu, co wyjaśniać.
-Oj jest, jest – skomentował Buster – Otóż jestem kapitan Buster. Zostałem wysłany przez prawdziwego króla żeby aresztować tego zdrajcę, którego imienia nie chce mi się nawet wymawiać. Otóż musze wam powiedzieć, że jesteście dobrymi i odważnymi wojownikami … i skończonymi idiotami. Wycięliście wpień całe moje wsparcie. Cała ta wyprawa jest bez tych orków bez sensu. Miałem się tu spotkać z cała armią i ruszyć aresztować tego gnojka. Ale jak widzicie skutecznie mi to uniemożliwiliście. Nie zamierzam za to was karać, bo każdy może popełnić błędy, ale gorzej jak przyjdzie tu generał Veres lub któryś z lordów, bo wyruszyło nas czterech w czterech grupach po 50 żołnierzy. Biada wam jak oni tu dojdą. Właśnie demontujemy obóz i przenosimy się do miasteczka. Skorzystamy z waszej gościnności, jeśli można.
JESTEM ULTRASEM!!

Gandalf napisał(a):A jak jest Buster to nie może nie być jaj bo to się wyklucza.
Awatar użytkownika
Buster
 
Posty: 757
Artykuły: 2
Dołączenie: 16 Paź 2004, 12:49
Miejscowość: Z odchłani czasu, zza siedmiu mórz, z odległej galaktyki itp...

Postprzez PodróżniczkaAyhra » 04 Cze 2005, 18:37

Ayhra siedziała spokojnie, gdy kapitan wyszedł z namiotu. Słyszała tylko urywki rozmowy, a poza tym, to nie chciało jej się zbytnio myśleć. Po jakimś czasie, gdy napiła się wina, które jej nie smakowało przyszedł żołnierz.
-Zbieraj się... Dziwne Stworzenie- powiedział.
-Jeszcze raz mnie tak nazwiesz to po tobie.- powiedziała gniewnie Ayhra. Nie miała zamiaru wracać do klatki. Jakby chciał ją tam wepchnąć, to miała plan. Chciała go kopnąć w czułe miejsce i zwiać. Lecz na szczęście dla żołnierza nie wyszło jej. Zaprowadził ją do niewielkiego namiotu z żywnością. Tam, w kącie leżała jej torba.
„Ubrudzili ją”- pomyślała zarzucając ją na ramię.
-STORM!!- zawołała do konia, a klacz od razu przeskoczyła przez ogromną zagrodę. Strażnik zdziwił się lekko, ale szybko poszedł po jej siodło. Ayhra obejrzała porządnie konia, czy oby na pewno nic jej nie jest. Na szczęście była zdrowa. Ayhra założyła siodło i zapięła popręg. Nałożyła uzdę i wskoczyła bez mniejszego wysiłku na klacz, która spokojnie stała. W przeciwieństwie do Ayhry strażnik był przerażony tym koniem.
-Ona nie dała się wam, bo jest moim koniem, a nie waszym- powiedziała spokojnie Ayhra widząc jego minę i dodała:- Jeszcze raz mnie podejdziecie, to powybijam. Tym razem nie będę spała tak nie czujnie.- spięła konia i ruszyła najpierw stępem, później kłusem i lekko weszła w galop.
Swoją drogę skierowała do gospody. Wyczuwała tam obecność zdenerwowania. Nie wiedziała co się stało. Sprawdziła, czy ma miecz i sztylet. Wszystko była na swoim miejscu.
Gdy dotarła zostawiła Storm przy korytku z wodą i weszła do karczmy. Była rozdrażniona.
-Będzie bolało- powiedział Fazi, gdy Ayhra podeszła doń.
-Nie będzie, Fazi, podaj tylko coś do picia, żebym ochłonęła.- powiedziała zachowując wrodzony spokój. Usiadła przy kontuarze. Miała na sobie kaptur zasłaniający twarz, więc nikt, oprócz znajomych nie mógł jej poznać. Ayhra czuła, jak wściekłość w niej narasta.
Wypiła piwo, które przyniósł jej Fazik.
-Dzięki.- odpowiedziała, gdy jednym haustem wypiła wszystko. Obejrzała się po sali. Jej oczy padły na grupę wojska siedzącego i dyskutującego z Gandalfem i resztą.
-Daj Storm coś do jedzenia, bo ją głodzili zapewne, a mi daj chleb z miodem.- powiedziała i dosiadła się do gawędzącego stołu.
-Witaj Ayhro.- powiedział Gandalf, gdy wzięła dzban mleka gazowanego.
-Witaj Gandalfie.- odparła zimno. Nagle cała dyskusja ucichła. Żołnierze spojrzeli na zakapturzoną postać. Kapitan skojarzył głos dziewczyny, lecz byłoby niemożliwością, żeby tak szybko dotarła.
-Zdejmij kaptur. Zgrzejesz się- powiedział spokojnie.
-Właśnie miałam to zrobić.- odparła i wstała. Jej długi, powłóczysty płaszcz nie był już taki brudny. Zdążyła go wyczyścić, żeby jakoś wejść w tłum.
-Tak, więc o czym to rozmawialiśmy?- zapytał Gandalf po chwili ciszy, jaka zapadła, gdy żołnierze wpatrywali się w tą samą dziewczynę, która była w obozie zaledwie 6 modlitw wcześniej.
...Karate ni sente nashi...- karate nigdy nie atakuje pierwsze
Awatar użytkownika
PodróżniczkaAyhra
 
Posty: 107
Dołączenie: 27 Lut 2005, 15:04
Miejscowość: ciągle w podróży

Postprzez Buster » 04 Cze 2005, 20:21

Następny dzień.
Kapitanie, kapitanie – krzyczał jeden z żołnierzy szturchając Bustera i próbując zwalić go z łóżka – nie uwierzy pan, kto przyszedł.
-Nie wiem daj mi spać – mówił jakby przez sen i odrzucił mężczyznę ręką.
-Generał Veres przybył ze swoimi wojskami, jest wściekły.
Oczy kapitana otworzyły się szeroko szybko usiadł na łóżku i sięgnął po swoje ubranie.
-Nie wierzę
Po kilu minutach był już na dole gdzie przywitał go Veres.
-Buster. Stary druhu to teraz masz przerąbane. Gdzie moja armia? Bo jakoś jej tu nie widzę.
Buster zapiął pasek i stanął przed przełożonym. Niedbale salutując odpowiedział.
-Armia jest, ale wystąpiły małe, nieoczekiwane eee no tego … oni nie żyją.
Staruszek spuścił głowę i zamknął oczy. Prawa ręką porwał ze stołu drewniana misę i cisnął nią z całej siły w Bustera. Ten tylko się uchylił.
Wtedy do akcji wkroczył Gandalf.
-Panowie ten konflikt zapewne można jakoś załagodzić, bo … ja mogę to wyjaśnić.
Na twarzy generała pojawiło się zdziwienie po chwili namysłu odrzekł.
-Nie wiem jak można wytłumaczyć znikniecie całej armii, ale proszę bardzo. Mam nadzieje, że niedostane zawału jak się dowiem, co się tu stało.
-Otóż prawda jest taka ze to myśmy ich wycieli.
Niewierze. Musielibyście być bardzo potężni …
-… albo bardzo głupi – Wtrącił Buster
Kolejna godzina minęła na skomplikowanych wyjaśnieniach Gandalfa.
-Rozumiem, że kapitan Buster nie ma z tym nic wspólnego. Ale wy musicie zawisnąć. A ona będzie pierwsza – wskazał palcem na Ayhrę.
-Nie – krzyknął Buster i wyciągnął miecz – najpierw musisz pokonać mnie.
Generał z trudem powstrzymał się od śmiechu i powoli wyciągnął z pochwy swój miecz. Stanąwszy w pozycji bojowej dał znak Busterowi, aby się przygotował. Obydwoje skoczyli ku sobie.
JESTEM ULTRASEM!!

Gandalf napisał(a):A jak jest Buster to nie może nie być jaj bo to się wyklucza.
Awatar użytkownika
Buster
 
Posty: 757
Artykuły: 2
Dołączenie: 16 Paź 2004, 12:49
Miejscowość: Z odchłani czasu, zza siedmiu mórz, z odległej galaktyki itp...

Postprzez PodróżniczkaAyhra » 04 Cze 2005, 21:56

Ayhra, trochę zmęczona łyknęła świeżej wody i powiedziała:
-Panowie, proszę o spokój.- tym razem miała miecz położony na stole tak, aby w każdej chwili mogła poń sięgnąć.
-I ty się odzywasz!- krzyknął Veres wściekły. Ayhra poprawiła tylko krótką spódnicę sięgającą do półuda.
-Tak, ponieważ będąc na polu bitwy ... orkowski dowódca powinien wszystko wyjaśnić. A tu ruszyli na nas, jak na dzicz, którą trzeba wytępić.- mówiła to ze spokojem, jakim w tej sytuacji żaden z obecnych nie mógł zabłysnąć.
-I ty mówisz to ze spokojem?!- wrzasną na nią, a dziewczyna się odsunęła. Jego miecz był wycelowany wprost na nią.
-Schowajcie broń. –znów powiedziała i dodała:- W gospodzie?
-Gdziekolwiek, byleby cię zgładzić za głupotę.
-Słuchaj, nie zarzucaj mi takimi słowami, bo nie wiesz z kim rozmawiasz.- odpowiedziała. Starannie ukrywała swoją ochotę na to, by go po prostu zabić, lecz nie miał z nią szans.
-Nie mów tak, kobieto, bo ty nie wiesz, z kim masz do czynienia.- odpowiedział jeszcze gniewniej. Ayhry oczy zaszkliły się. Gandalf był zdziwiony widokiem dziewczyny. Nie widział jej jeszcze tak bladej. Nie odróżniała się od ściany. Veres dopiero teraz zauważył jej skrzydła. Nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył.
-Spokojnie panowie.- dodała jeszcze raz- odłóżcie broń. Jeśli nie, to sama wam pomoge to zrobić. Veres zauważył jej krótką spódniczkę i odkryte kostki.
-Ladacznica. Cóż ty wiesz, zwierzę, o walce . O prawdziwej walce.- rzucił. Ayhra nie wytrzymała.
-A co ty wiesz o mnie!!- krzyknęła.
-Co za zniewaga!- krzyknął Buster. Ayhra poprawiła gorset. Zawiązała go mocniej, tak, by podczas pojedynku się nie zsunął. Wiedziała, że głupkowi o imieniu Veres nie wytłumaczy spokojnie. Wiedziała, że walka może się odwlec, lecz nie ominie ich.
-Spokojnie, Buster.- powiedziała. Znów zaszkliły jej się oczy.
-Co? Będziesz płakać?- zawołał Veres. –To płacz. Stryczek cię nie ominie.
-Nie umrę.- powiedziała chłodno i z jakby nie wyczuwalnym żalem.
-CO?! Nie umrzesz?! Zaraz to sprawdzimy!- krzyknął i rzucił się na nią. Chciał wbić jej klingę w brzuch, lecz ona zwinnie się odsunęła. Za nią stał Buster. Ten niestety oberwał. Upadł na ziemię. Krew sączyła się z rany. Na szczęście nie przebił go na wylot.
-O żesz ty!! Widzisz?! Zraniłem własnego żołnierza!! Przez ciebie!!- zaklął nieprzyjemnie.
Nic mu nie będzie. Gandalf, płuż go na ławie. Niech leży i się nie rusza.- powiedziała chłodno i odwróciła się do Veresa. –A ty, patrz, co czynisz, bo nie przeżyjesz.
-Grozi mi dziwka!- wrzasnął.
-Nie jestem dziwką. I uważaj, żebym nie była lepsza od ciebie.- odgryzła się.
-A właśnie, że jesteś!- wrzasnął i rzucił się na nią, lecz ona po raz drugi się wygięła i uniknęła ciosu. Znów błysk w oczach.
-Uważaj.- powiedziała i związała włosy dość mocnym rzemieniem. Veres zaatakował po raz drugi. Ayhra tylko skoczyła lekko i opadła na ziemię. W dłonie miała swój miecz.
-I co mi tym zrobisz, dziwko?:!- zaśmiał się Veres.- Ukłujesz?! A cha cha cha!!!
-Eh... ci głupi ludzie- westchnęła Ayhra i spojrzała na leżącego Bustera. Krew ściekała po stole. Tracił przytomność. Jego rano śnieżnobiała koszula była teraz cała czerwona. Skrzywiła się. Podeszła szybkim krokiem do Bustera i położyła dłoń na ranie. Była dość głęboka. Jednym machnięciem zerwała koszulę. Nie wyglądało to ładnie. Serce jej zabiło.
„Co jest z nim!”- pomyślała.-„Tylko nie odchodź.”- oczy zaszły jej mgłą.
-AYHRA! Ratuj go!- wrzasną Gandalf. Był cały blady, a jego biała szata zaczerwieniła się od krwi.
-A...A...Ayhra.- wyszeptał Buster.- Ja umieram.- dodał. Jego oczy patrzyły niewidomym wzrokiem.- Błagam. Nie Z..- zakrztusił się krwią- nie zostawiaj mnie. Proszę.
-Nie martw się.- odpowiedziała i zwróciła się do Gandalfa- przynieś wodę i szmaty. Bandaże też. Muszę oczyścić ranę. I nie patrzcie. To obrzydliwe.- Zwróciła się z powrotem do Bustera. Nawet Veres przestał wymachiwać mieczem, tylko stanął z drugiej strony.
-I co żeś narobiła, dziwko?!- zapytał.
-Ciii....- uciszyła go. Złapała dłoń Bustera.
-Ayhra?- zapytał.
-Tak, nie bój się. Nic ci nie będzie.- odrzekła i ścisnęła mocniej jego rękę. Wtem przybiegł Gandalf z cebrem wody, miską i bandażami. Za nim do gospody wpadła reszta. Wszyscy przerażeni.
-Daj mi to.- powiedziała. Nalała w miskę wodę i zamoczyła szmatkę.- a teraz przydasz się, bluźnierco.- odpowiedziała krzywo do przestraszonego Veresa.- złap go za nogi. A ty Gandalf, za ręce. Ma się nie ruszać. Mea za głowę.
Wszyscy posłusznie wykonali rozkaz nie wiedząc czemu ma to służyć. Buster powoli umierał. Gdyby nie dobry czarownik, który zatrzymałby do w czasie to by umarł, lecz Ayhra nie rzuciła zaklęcia spowalniającego życie. Po prostu kazała nie patrzeć. Wszyscy oprócz Veresa spełnili rozkaz. Ayhra zamoczyła szmatkę po raz kolejny i włożyła do jemy, jaką zrobił miecz. Buster szarpną się mocno, nie chcąc tego dłużej. Chciał umrzeć. Nie chciał cierpieć. Ayhra wrzuciła szmatkę do cebra i zamoczyła kolejną. Powtarzała tę czynność kilka razy, aż oczyściła ranę. Buster żył, lecz był nie przytomny. Veresowi zbierało się na wymioty widząc męczarnie podwładnego i zabiegi dziewczyny. Chciał puścić chłopaka i zabić dziewczynę, lecz ona spojrzała na niego ostro i wymownie, żeby tego nie czynił. Mea spojrzała raz i o mało nie zwymiotował.
W końcu Ayhrze udało się oczyścić ranę. Chłopak był nie przytomny.
„Zabije go, to ja ją zabiję”- pomyślał Veres.
-A teraz jeszcze mocniej go trzymajcie, bo to nie on, lecz jego ciało będzie się szarpać.- powiedziała. Wszyscy ścisnęli jak tylko mocno mogli. Dziewczyna wytarła dłonie w szmatkę, która została czysta. Zamknęła oczy. Z całych sił próbowała skoncentrować się na uleczaniu. Poczuła ciepło w ciele. Później chłód, co znaczyło, że działa. Oddawała energię i przekładała ją na zaklęcie uleczenia. Poczuła mrowienie w dłoniach. Jeszcze trochę, a będzie zdrów jak ryba. Spojrzała na ranę. Goiła się powoli. Wiedziała, że był osłabiony i to bardzo. Wkładała więcej wysiłku w to. Ciało nagle ustało. Nie trzęsło się. Nie ruszało tak, jak przedtem. Ayhra czuła, że słabnie, lecz zbierała jeszcze siły i uleczała. Rana się zasklepiła. Była szczęśliwa. Została tylko mała blizna, bo jej już nie miała siły zlikwidować.
Buster ku zdziwieniu wszystkich otworzył oczy. Pamiętał wszystko. Widział to tak jakby z boku, nie obecny i neutralny, obojętny na wszystko. Wiedział, że to on, a teraz był sobą. Usiadł spokojnie i popatrzyła na wszystkich oniemiałych. Tylko Ayhra uśmiechnęła się lekko.
Elfka czuła zmęczenie, mocne zmęczenie. Wiedziała, że straciła prawie całą energię. Oddychała szybko, ale miarowo. Nagle oczy zaszły jej mgłą. Uśmiechnęła się i straciła przytomność. Upadła na podłogę i uderzyła się o kant ławy stojącej nieopodal. Nie zraniła się. Była nie przytomna.
...Karate ni sente nashi...- karate nigdy nie atakuje pierwsze
Awatar użytkownika
PodróżniczkaAyhra
 
Posty: 107
Dołączenie: 27 Lut 2005, 15:04
Miejscowość: ciągle w podróży

Postprzez Buster » 05 Cze 2005, 12:22

-Ayhra, Ayhra – mówił powoli Buster stojąc nad nieruchomym ciałem dziewczyny.
Generał Veres nie wykazywał zainteresowania sytuacja i usiadł sobie wygodnie na krześle.
-Dziewczyno wstawaj – krzyknął chłopak
O dziwo powieki ayhry podniosły się i jakby sama do siebie powiedziała.
-Coś przegapiłam??
Generał podniósł wzrok i skierował go ku niej. Z widocznym zdenerwowaniem powiedział.
-Ty jeszcze żyjesz dziwko?? Teraz cię zabiję.
Ayhra szybko sięgnęła po swój miecz i po chwili byli gotowi do następnej potyczki.
-A, więc przyszło mi walczyć z kobietą czy czym ty tam jesteś. Hańba.
-Niech i tak będzie. Wyzywam cię na udeptaną.
Veres wyciągnął swój miecz i stanął w pozycji. Oboje skoczyli ku sobie. Ataki Ayhry były szybkie i precyzyjne, lecz nie mogły się równać z jeszcze szybszą i bezbłędna obroną generała. Najzwyczajniej przestał się bawić i rozpoczął prawdziwą walkę. Kolejne ciecia wykonane przez dziewczynę nawet nie drasnęły staruszka. Po wykonaniu efektownego młynka miecz Ayhry wypadł z jej ręki i został złapany przez generała.
-Teraz ci nie daruje dziwko – skrzyżował miecze na jej szyi i przygotował się do ostatecznego cięcia.
W tym samym momencie strzała przeszyła jego pierś. Upadła na kolana i wypuścił oba miecze z ręki. Odwrócił głowe w kierunku strzelającego/
-Buster ty zdrajco. Zabij …
Kolejna strzała przeszyła jego ciało.
-Powiem to wszystko …
-Nic już nie powiesz koniec przemówienia.
Trzecia strzała wypuszczona z łuku Bustera przeszła na wylot przez gardło generała.
-Idźcie i powiedzcie żołnierząże generał nas zdradził – powiedział do swoich ludzi stojących w kącie pokoju – i z nimi coś zróbcie – powiedział o wiele ciszej wskazując ręką na ludzi, którzy przyszli z generałem.
Żołnierze Bustera podeszli do nich i wbili swoje miecze w ich ciała pozbawiając ich życia.
-Nie koniecznie o to mi chodziło, ale może być – skomentował Buster. Po chwili poczuł, że ktoś dotyka jego policzka. Była to Ayhra, która właśnie złożyła na nim pocałunek.
JESTEM ULTRASEM!!

Gandalf napisał(a):A jak jest Buster to nie może nie być jaj bo to się wyklucza.
Awatar użytkownika
Buster
 
Posty: 757
Artykuły: 2
Dołączenie: 16 Paź 2004, 12:49
Miejscowość: Z odchłani czasu, zza siedmiu mórz, z odległej galaktyki itp...

Postprzez PodróżniczkaAyhra » 05 Cze 2005, 14:21

-Dzięki, lecz nie musiałeś tego robić. – powiedziała- Zasłużyłeś na to. Lecz pamiętaj, nie wtrącaj się w sprawy, które dotyczą mnie, nawet jeśli miałabym zginąć, a moja śmierć nie wyszłaby twojemu... martwemu generałowi. Żyłabym nadal.
-Ale potrzebowałaś pomocy- bronił się Buster zdziwiony, lecz Ayhra odwróciła się, podniosła miecz i odwróciła się ku wyjściu.- Nie odchodź...-dodał Buster błagalnym głosem.
-Muszę. Zbyt duża hańba i zranienie moich... zdolności.- odparła i wyszła przez drzwi karczmy zostawiając zdziwionego Bustera.
Ayhra wściekła i zażenowana założyła siodło na Storm. Zapinała właśnie popręg, gdy zauważyła Bustera idącego w jej stronę.
-Przepraszam.- powiedział i zwiesił głowę.- Nie wiedziałem, ale .. ja.. cię...
-Nie mów już nic więcej- przerwała mu i wskoczyła na konia.- Żegnaj, może się jeszcze spotkamy, a tym czasem teraz ty obejmujesz dowództwo.- i rzuciła mu swoją elfią strzałę. Buster obejrzał ją dokładnie. Warta była około dwóch woreczków złota.
-Ale...- zaczął, lecz jej już nie było. Nie zostawiła nawet tumanu kurzu za sobą, lecz na horyzoncie widać było jeszcze czarną postać, która nagle się zatrzymała, spięła konia tak, by staną na dwóch tylnich nogach i pomachała. Po czym odwróciła się i zakręciła w las.
Buster stał jeszcze chwilę oszołomiony i wrzasnął:
-Ruszać się! Dawać mi tu zwiadowców! Gonić za nią!- popchnął pachołka, który akurat siodłał konie. Dwudziesty zwiadowców wskoczyło na najszybsze konie i ruszyli w grupach pięcioosobowych w las.
Ayhra tym czasem pędziła jak tylko szybko mogła. Jej klacz po paru godzinach już nie mogła galopować, więc kłusowały. Po jakimś czasie zatrzymały się na popas, bo Storm była głodna. Ayhra ulokowała się na najwyższym drzewie tak, by nikt nie mógł jej zobaczyć. Postanowiła się chwilkę zdrzemnąć.
Obudził ją hałas spowodowany uciekaniem ptaków. Spojrzała w dół, na ziemię. Niedaleko stali żołnierze. PO umundurowaniu poznała, że to zabawiający się strzelaniem do ptactwa zwiadowcy Bustera.
„A jednak, wysłał pogoń”- pomyślała. Szybkimi ruchami zwinęła hamak i wpakowała go do torby. Nic nie zauważyli. Po chwili wyczekiwania na odpowiednią okazję zauważyła jednego żołnierza wspinającego się na drzewo, na którym akurat przesiadywała.
-HEJ!? A co zrobimy jak ją złapiemy!?- wywrzeszczał.
-Nie wiem! Mamy ją pewnie zaprowadzić do niego. On już sobie z nią poradzi- odpowiedział drugi dając do zrozumienia zabawną sprawę, bo wszyscy się roześmiali. Ayhra zrozumiała w połowie żart, nie miała czasu myśleć o głupotach.
„Ja to mam pecha”- pomyślała. Obejrzała się. Storm była niedaleko. Szybkim ruchem zarzuciła plecak na ramiona. Gwizdnęła przeciągle. Klacz podbiegła i ustawiła się pod drzewem. Ayhra skrzętnie i dość zwinnie zeszła, a raczej zbiegła po pniu z drugiej strony i wskoczyła na wierzchowca. Spięła konia i uciekła nie oglądając się za siebie. Usłyszała stukot kopyt zwiadowców, lecz ich konie nawet w galopie nie dorównywały jej klaczy. Uciekała ile tylko sił. Obejrzała się za siebie. Byli daleko, lecz nie mogła zwolnić chcąc ich zgubić. Nagle wypadła na skraj. Przełęcz. Nie zastanawiając się popędziła Storm jak tylko mogła. Przeskoczyła przez krawędź. Zgubiła gdzieś rzemień. Włosy rozwiały się na wszystkie strony. Wiedziała, że już jej nie dogonią. Nie mieli szans przeskoczyć przez przełęcz tak jak ona. Musieli powoli schodzić wąską ścieżką, a później wdrapać się z powrotem na prawie pionową skałę. Zwolniła to kłusu.
„Przed czym, ty głupia uciekasz!”- wrzasnęła w myślach na samą siebie.-„Czyś im coś zrobiła?!”
„Nie”- odpowiedział jakiś głos w jej głowie. Lecz pomimo odczuć kłusował dalej. Później widząc, że może zamęczyć ulubioną klacz zwolniła to stempu. Zauważyła kolejne zwiady. Udawała, że to nie ona. Było ich z piętnastu. Próbowała spenetrować ich myśli. Udało się. Jeden naiwny nie miał blokady mentalnej.
Z jego wspomnień odczytała, że było ich dwudziestu. Czyli pięciu miała za sobą, a piętnastu przed sobą. Zauważyli ją. Zaczynali ją otaczać. Ayhra zaklęła w myślach. Zatrzymała się, nie wiedząc czemu.
„Nie jedź” – mówił głos. „Daj się im złapać”
„NIGDY!”- pomyślała uciszając głos. Stała tak nieruchomo dopóki jej nie otoczyli.
-Patrzcie, to ona!- krzyknął jeden z nich.- Otoczyć i związać!- dodał.
Ayhra była bezradna. Ściągnęła plecak i przytroczyła go do siodła.
„A teraz PUF! I lecę”- pomyślała. Zdjęła płaszcz i rozłożyła skrzydła.
-ADIOS, kochani!- krzyknęła i wzbiła się w powietrze. Ci żołnierze, co byli najbliżej rzucili się na nią. Niestety uciekła im. Klacz widząc co się dzieje ruszyła wyskakując z kręgu. Ayhra leciała wysoko nad ziemią. Dość szybko, lecz i tak ją gonili. Próbowali ją złapać na lasso, lecz im zwinnie umknęła. Wzbiła się jeszcze wyżej i przyspieszyła. Niedaleko były góry. Postanowiła tam lecieć.
Przyspieszyła i umknęła im.

Tymczasem Buster czekał z niecierpliwością na wiadomości.
-Kapitanie!- krzyknął jeden z pachołków- prawie ją złapali, lecz im umknęła. Do Gór Czarnych!
-Dobrze. – powiedział cicho- tam ją schwytamy. Jeszcze będzie błagać o pomoc w jej sprawach.- po chwili krzyknął do swoich ludzi:- Nie obijać się! WYMARSZ ! Pakować się! Na koń!
Po tych słowach zostawił następcę, by doglądał wyprawy i pakunków a sam pod eskortą dwunastu ludzi wyruszył przez las. Później przejechał przez przełęcz i przez stepy dzielące ich od Gór Czarnych. Postanowił jechać za dziewczyną.
...Karate ni sente nashi...- karate nigdy nie atakuje pierwsze
Awatar użytkownika
PodróżniczkaAyhra
 
Posty: 107
Dołączenie: 27 Lut 2005, 15:04
Miejscowość: ciągle w podróży

Postprzez Elf » 05 Cze 2005, 21:20

Ehh młodzi broją a starzy muszą sprzątać. - pomyślał Aerian
- Fazi stary druchu mam prośbę a właściwie propozycję. Przez wzgląd i szacunek do Twej osoby jak i do tego przybytku zdecydowałem sie nie interweniować w tej przykrej scenie z generałem i jego ludźmi. Ale jeśli jeszcze raz ktoś w mojej obecności zamorduje kogoś bez powodu, pozwolisz że zareaguje stosownie do sytuacji. Dosyć już przelano niewinnej krwi. Przecież to jest chyba gospoda "Pod ponętnym Nazgulem" a nie "Czerwona Oberża".

(Prośba pozafabułowa - ludziska starajcie sie nie mówić ani czynić innymi postaciami - ja od razu mówię, że jeśli ktoś od tej pory zrobi albo powie coś moją postacią, będę to traktował tak jakby tego nie było. Tu nie chodzi o to żeby tworzyć powieść ale o to, żeby ją tworzyć wspólnie. Pomysł z orkami - poza tym że wyszedł poza ściany gospody był ok. Przemilczę użycie niektórych "narzędzi" jak i odgrywanie postaci innych osób. Dzięki, że wciągnęliście w końcu mnie w to wszystko. Ale pomyślcie jaka byłaby zabawa gdyby wszyscy razem wzięli udział w rozwoju wydarzeń. Po prostu jeśli chcecie coś zrobić z inną osobą - mówcie to do niej i czekajcie aż odpowie i zarzuci coś od siebie. Powiecie pewnie, że trzeba będzie czekać aż ktoś łaskawie zdecyduje sie odpowiedzieć - a ja sie pytam no i co z tego? Śpieszy sie gdzieś Wam? Gonią Was terminy od wydawcy, który chce wydać powieść o gospodzie? Nie zrozumcie mnie źle ale co innego jest kierować NPC-kami (gdzie istnieje zupełna swoboda kreacji własnego widzimisię) a co innego PC-kami (gdzie nie ma prawa nikt nimi kierować chyba że GM ale takiego tu nie ma). Więc slow down ladies & gentelmen. I nie kierujcie już Mea, Gandalfem czy Fazim. Jak będą chcieli to wrócą. Podaję przykład na górze - spytałem się Faziego o pozwolenie reakcji na daną sytuację. I nie podejmę żadnych akcji w tej kwestii dopóki mi nie odpowie w taki czy inny sposób np. pytając sie o co mi dokładnie chodzi. Co oczywiście nie przeszkadza mi w działaniu i mogę nadal podejmować inne akcje w styli "ide spać". Jejku ale czemu ja sie właściwie przejmuje. Róbta co chceta - to nie gra i nie ma zasad. Sory za kazanie. Nie słuchajcie mnie wcale. Pozdro. Elf.)
Elen síla lúmenn' omentielvo
Awatar użytkownika
Elf
Bractwo
 
Posty: 940
Dołączenie: 16 Paź 2004, 12:18

Postprzez Mara » 06 Cze 2005, 09:09

Kiedy wszyscy byli zajęci rozprawianiem na temat niedawno zakończonej rzezi orków Mara i Kallisto postanowiły wybrać się na „krótki” spacer. Nie przepadały za bezsensowną i bezowocną paplaniną. To co miały do powiedzenia zostało już wypowiedziane.
Zabrały ze sobą trochę jadła i napitku (co by z głodu i pragnienia nie paść) i wyruszyły. Nie znały okolicy. „Każda droga gdzie prowadzi” wyznawały taka zasadę. Ruszyły przed siebie. Droga, którą wybrały wiodła przez cienisty las. Szło się całkiem przyjemnie, drzewa dawały świetną osłonę przed palącym słońcem. Las tętnił życiem. Co trochę gdzieś w oddali można było dostrzec sarny, dziki i różnego rodzaju ptactwo.
Obie lubiły włóczyć się po takich terenach – takie wędrówki pozwalały zapomnieć o problemach dnia codziennego. A z drugiej strony były świetnym momentem na przemyślenia i szukanie wyjścia z sytuacji, które nie zawsze były łatwe do rozwiązania.
Idąc przed siebie natrafiły na niewielki strumień, który wił się między drzewami. Upał był dość duży, a chłodna woda tak zachęcająco wyglądała. Nie zastanawiały się długo. Wyskoczyły z butów i skórzanych części garderoby i już po chwili rozkoszowały się płynącą wartko wodą. Teraz dopiero poczuły jak mija im zmęczenie, które podczas walki nie dawało o sobie znać.
Popijały kwaskowe wino (nie miały go dużo- starczyło tylko na 2 pucharki dla każdej. Jednak upał i zmęczenie sprawiło, że humor się im poprawił).
-Lubię takie chwile – pomyślała Mara
-Ja też – odpowiedziała jej Kall
-Tylko jakiś masażysta ze sprawnymi paluszkami by się przydał do pełni szczęścia – z rozmarzeniem dodała Mara
-Masz racje- tylko skąd my teraz takowego weźmiemy ??
-No właśnie :( znowu trzeba liczyć tylko na siebie
W tym momencie spojrzały po sobie i wybuchnęły gromkim śmiechem.
Awatar użytkownika
Mara
 
Posty: 739
Dołączenie: 13 Kwi 2005, 13:17
Miejscowość: Koszalin

Postprzez Elf » 08 Cze 2005, 13:14

Aerian poszedł do pokoju. Wyciągnął ze swoich rzeczy kałamarz, pióro, trochę laku i pergamin. Następnie zszedł na dół i usiadł przy oknie. Zaczął pisać. Zapełnił szybko kartkę elfickimi runami. Zawinął pergamin, rozpuścił nad kominkiem trochę laku i odcisnął znak swojego pierścienia.
- Hej Alagrimbadolinie, mam dla Ciebie zadanie - zawołał
Żywiołak ziemii pojawił się po sekundzie.
- Siema ziom, co tam u Ciebie? - spytał Alagrimbadolin
- Jak widzisz, imprezuję tu sobie, ale mam prośbę. Nie mógłbyś po drodze do Twojej Beaurienne wpaść do mojego ojca i mu tego przekazać? - spytał Elf
- No problemo, moja stara mówiła, że dawno u nas nie byłeś, powiedziała, że jeśli nie zjawisz się przez następne 10 lat to się na Ciebie obrazi, więc zapraszam.
- Chyba dam radę znaleźć troszkę czasu.
- Dobra to ja lecę trzymaj się równo. - pożegnał się żywiołak
- Spoko wodza ziemniaku, omijaj krety podczas lotu - pozdrowił go Aerian
Elf poszedł znów do swojego pokoju, po drodze zaczął rozmyślać. "Mam nadzieję, że kartofel nie zapije i dostarczy wiadomość w miarę szybko, ale jest jeszcze coś do zrobienia"
W pokoju Aerian wyjął kartkę i napisał szybko parę słów. Wyszedł z pokoju i wsunął kartkę pod drzwi pokoju Mary i Kallisto. "Mam nadzieję, że gdziekolwiek poszły to jeszcze tu wrócą" - to pomyślawszy zszedł na dół i zaczął sączyć wino, plotkując wespół z przyjezdnymi i znajomymi, którzy również akurat tutaj spędzali czas.
Elen síla lúmenn' omentielvo
Awatar użytkownika
Elf
Bractwo
 
Posty: 940
Dołączenie: 16 Paź 2004, 12:18

Postprzez PodróżniczkaAyhra » 08 Cze 2005, 15:48

Tymczasem Ayhra dawno już dotarła do Gór Czarnych. Ukrywała się w jaskini. Zobacyzła, jak pod górę wjeżdżał oddiał Bustera z nim samym na czele. Siedziałą ukryta doskonale, i nawet jakby obok niej przeszli o krok nie zauważyliby jej. Jej przeczucie mówiło, że może się stać zaraz coś strasznego. Niestety już zapadał zmrok i robiło się corazto ciemniej. Choć było dopiero około piątej i to na wiosnę to w Górach Czarnych zmierzch zapadał szybko, nawet w lato. Zimą masyw pogrążony był w całkowitych ciemnościach, nie do przebycia przez zwykłych ludzi. Żołnierze Bustera zapalili magnezowe pochodnie dające bardzo jaskrawe światło i długo sie palące. Na jej nieszczęście zajęli "jej" jaskinię. Oświetlili ją jaskrawym światłem magnezowych pochdni. Ayhra zastosowała zaklęcie niewidzialności i podeszła bliżej, bo ogrzać się przy ogniu. Usłyszała rozmowę kilku żołnierzy, szeregowych sądząc po mundurach.
-No to klapa. Nie mam pojęcia po co my tu jesteśmy. -powiedział jeden. Był wysoki i miał jasne, króciutkie włosy.
-Popieram. Nie wiem po jaką cholerę tu siedzimy marznąc i wydając się na atak w każdej chwili.- powiedział niski brunet.
-Jak wszystko wygaśnie i pujdziemy spać, to już moze być po nas- dodał łysy i trochę przy tuszy.
-Racja.- znów powiedział brunet.- a jak nas zaskoczą to chłopaki nie dać się, bo gobliny wszędzie są.
-Nom. Ale ta... jak ona tam miała?
-Ayhra, czy jakoś tak.- podpowiedział blondyn
-No, Ayhra- podją znowu łysy- no więc ta Ayhra, ładna z niej dupka, ale... te skrzydła i spiczaste uszy... Dziwne co nie? Taki wybryk natury.
-Nom, ładna, ale te uszy i... skrzydła.... dziwna jakaś. Ciekawe co to za zwiezrzę... mówi jak człowiek, wygląda podobnie, ale uszy i skrzydła.- wypowiedział się niski pucołowaty blondyn. Mówił dość prostym akcentem. Najprawdopodobniej pochodził z jakiejś wsi.
-No. Młody ma słuszność.- odezwał się brunet.
-Hola! Tylko nie młody!- żachnął się.
-Ale sądzę, że kapitan ma na nią chętkę, bo.... uratował jej życie.
-Wądpię, Łysy. Ona przecież wyciągnęła go z grobu. To nie dość że wybryk natury ale i wiedźma- powiedział Młody.
-Dobra, dobra, ta Ayhra wydaje mi się podejżana.- stwierdzł Blondyn.
-ALe sam bym ją...- Gryby nie dokończył, bo zauważył Bustera w pobliżu przysłuchującego się ich rozmowie.
-No, co byś zrobił?- zapytał podejżliwie, oczywiście wiedząc o końcówce zdania.
-Nie nic, kapitanie- odpowiedział zmieszny.
-No i tak ma pozostać.- dodął i ruszył wprost na siedzącą Ayhrę. Dziewczyna ledwo się uchyliła i wstała odchodąc w inne miejsce. Kapitan usiadł wśród podwładnych, na jej miejscu.
-No top jak, golniemy sobie po jednym?- zaroponował Łysy.
-Nie. Nic nie będziecie pili.- powiedział ostro Buster. - Dziś nie, ale póxniej możecie się schlać do nieprzytomnosci.
-Dzięki szefie. Ale.... dlaczego pojechaliśmy za tą głupią siksą? Przecież, jak chciała uciec to trzbabyło ją zostawić w spokoju. A z powrotem przeszlibyśmy przez Kotlinę Ark'Ach i dalej Mostem wyżynnym. Później przez Stare góry i w domciu! Kilkanaście dni dłużej ale bezpieczniej, a ty nie wiadomo co się może zdarzyć.- powiedział dyplomatycznym głosem Mały.
-Słuchaj. Jedziemy tędy, bo mi się tak podoba, z poza tym przedrzemy się przez góry szybciej niźli by się wam zdawało. Dziś wchodzu\iy, jutro na wschód, Szlakiem Górnym a póxniej przez południową ścianę. Trzy dni zamiast dziewiętnastu. Pomyśl logicznie.- powiedział spokojnie Buster, po czym udął sie na spoczynk. Ayhra również wstała. Otuliła się kocem i położyła blisko ogniska nadając tarczę ochronną przeciw podpaleniu. Zasnęła.
Obudził ją krzyk i szamotanina. Oczy od razu przyzwyczaiły się do nikłego blasku. Mogła być najwyżej dwunasta w nocy. Zobaczyła jak wojsko jest atakowane przez gobliny. Zrozumiała,że Podziemni, bo tak ich czasem nazywano musieli trafić na nich wracając z łowów, czy raczej z łupai, a zastając grupę ludzi postanowili zaatakować. Mieli chęć na większe łupy. Ayhra zerwałą się na ówne nogi. Musiała powstrzymać kręcenie się w łowie z powodu zbyt szybkiego wstania. Widziała wyraźnie, jak ich atakowali. Wyjęła łuk i strzelała z niego trafiając celnie. Nikt nie wiedział, co się działo. Buster na równych nogach, przerażony próbowął wydawać rozkazy, ale zaskoczenie nie mogło przejść tak szbko. Wziął się w końcu w kupę i zaczął jasno myśleć. Ayhra porusząła się bez ustanku chcąc nie zdradzić swojej stałej pozycji, żeby jej nie namierzyli ani ludzia anie tym bardziej gobliny. Wytraciła wszystkie strzały. Goblinów corazto bardziej ubywąło. Zdęła zaklęcie niewidzialności i złapała za miecz. Ruszyła do boju. Zdziweni jej widokiem żołnierze nie mogli się skupić. Ayhra szybko uporała się z ich pomocą z goblinami. Buster zdiwiony podszedło do niej.
-Skąd ty się wzięłaś?- zapytał.
-byłam tu cały czas, ale mnie nie widzieliście. A poza tym, to chyba mnie szukałeś, a nie szybszej drogi do domu.
-Masz rację. Proszę, bądź ze mną w walce. niech twój uczynek, będący na przwdę wyczynem, oraz twe zdolności niech się przydadzą na wojnie jaką prowadzimy. Proszę. Zadość uczyń i odku swą głupotę służbą, a nawet nie! Niech to będzie walka na froncie. Ze mną. Przy mnie.- mówiąc to widział w myślach obrazy, marzenia, które chciał spełnić. Ayhra zdenerwowała się dość ostro.
-Ty nazywasz moje czyny głupotą?! Jeśli tak, to nie. Odmawiam
-Ależ dziewczyno! Pomóż nam! Wybililiście armię orków i co dalej? Jakie będziemy mieli wsparcie?! Proszę. Zrób to.
-Tsaa.... Tylko pamiętaj, jeśli jeszcze raz nazwiesz mnie glupią, to ci nogi z dupy powyrywam.- zagroziła starając się ukryć śmiech. Niestety Buster nabrał się na to.
-Nie zrobisz tego chyba?- zapytał. Ayhra poczyła, że otaczają ich jego żołnierze.
-Jak mnie na prawdę wkurzysz to tak, ale jak na razie jesteś.... zabawny.- powiedziała z uśmiechem.
Tej nocy na szczęście nic więcej się nie stało. Wszyscy przespali ją do końca spokojnie i rano wyruszyki w dalszą podóż. Ayhra siedziała w końcu na Storm i jeczali spokojnie, bez szaleństw w dalszą drogę wesoło gawędząc i śmiejąc się. Dziewczyna wykonała kilka czarów, by zmienić swój wygląd i wyglądać bardziej po ludzku. Sprawiła, ż jej skrzydła zniknęły, lecz uszy musiała pozostawić takie, jakie miała. Pod płaszczem, koryta szczelnie czuła ciepło i zastanawiała się, co dalej będzie. Miała nadzieję, że nie dość, że jej nie zapomną w karczmie, to jeszcze przeżyje wojnę. Chciała także, zeby była mile widziana wśród stałych bywalców, bo nie lubiła, gdy patrzono na nią nie przychylnie.
...Karate ni sente nashi...- karate nigdy nie atakuje pierwsze
Awatar użytkownika
PodróżniczkaAyhra
 
Posty: 107
Dołączenie: 27 Lut 2005, 15:04
Miejscowość: ciągle w podróży

Postprzez ChomiC » 10 Cze 2005, 18:52

A wtedy zjawił sie Ciemny niczym słońce Chomic.
Popatrzał na nią nie przychylnie. Rozglądał się, i pochwili odszedł głośnymi krokami i rzekł szeptem.
- Na Innosa co za wiocha.
I zniknoł w w dymie od granatu "Flash Bang"
Pamiętaj zawsze święcie... ChomiC zawsze ginie dwa razy... ;)
Awatar użytkownika
ChomiC
Kompani
 
Posty: 771
Dołączenie: 27 Paź 2004, 08:39
Miejscowość: /bin/polibasz

PoprzedniaNastępna

Powróć do Karczma

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 7 gości