Słońce prażyło niczym Stwórcy odzew na ludzkich buntach oparty, i choć chmur nie było a wiatr jeno pieścił to czuło się coś niezwykłego. Kaniony Aggar zamknięte jak puszka ze stron obu świat przymykały, zaś mgliste kontury niezliczonych myśli pragnęły nad ciałem wziąść góre. Na mape znów spojrzał, zawstydzony wielce, że zamiast rąbać, w mape się wpatruje, lecz musiał tak czynić, by po dniach dotrzeć tylu, do owej gospody, o której coś słyszał, w Nazgulim Pawilonie ,,Arkktra". Mapa zaś owa, wyglądała tak:
Kanion ubił zimnem, zwycięstwa pragnienie, i gdy za się patrzał, widział wszędy twarze, śmierci jeno zdatne. Z niegdyś wielkich wojów, dowódców, kaprali, pozostały puste,wychudzone twarze, śmierci czekające, z pobliskiej szczeliny. Spojrzał jednak ku twarzom najbliższych mu wojów, spojrzał Na Ilmera, Koryda i na Rhonda dzielnego i w oczy wróciła mu radość. Ilmer znudzony, atakował skały, wszystkie które choć trochę, coś przypominały, co ugodzone by mogło wykrzyknąć, Koryd zaś z tyłu pilnując brygady, raz po raz mieczem swym pięknym dwuręcznym, w niebo niczym oszczepem ciskał z wielką siłą, po chwili zaś ptactwa przeróżne spadały, którymi zajadał się, z wielką radością. Na końcu Rhond, trzymając się z boku, ani na sekunde oręża nie chował, z nadzieją że gdzieś coś się czai, na twarzy zaś jego nie było znudzenia ni lęku, lecz nadzieja wielka, że coś w końcu znajdą, po drodze do gospody, gdzie odpocząć mieli. I stało się, ciche kamieni stuknięcie, usłyszane w górze, zapowiedzią się stało, kolejnej nadziei, lecz tym razem się dokonało. Ujrzęli z góry spadające ciało, w którym rozpoznali Szkielet przyodziany w zbroje czysto srebrną, co wskazywać by mogło, na Szkieleta z Armii, Starożytnej Strzały. Koryd nie czekał, i choć nic nie widział, w owe zwłoki lecące cisnął prędko mieczem, kości zaś kupa w locie się wygięła, i miecz uchwyciwszy, salt kilka spadając wykonała, po czym w ziemie uderzyła, uklękłszy na kolano lewe, z prawą nogą z tyłu oraz mieczem w tył wyciągniętym, co wskazywało na pozycje bojową.
- Co to k**** ma być? - Wykrzyknął Zwiastun, nie ukrywając zdziwienia
- Wygląda mnie to na kości kupe, choć mięsa niewiele, z chęcią porąbie.
- Rhond! Czy ty nie widzisz co to jest? Szkielety tego sztandaru w Aggar?! To niedorzeczne!
- A ja wam powiem - zagadnął Ilmer, że mnie sie to wcale nie podoba...
- Cóż ma się podobać? Zarąbać kreatura i idziemy dalej - Zdenerwował się Koryd, ta potwora ma mój miecz!
- Poczekaj... - uspokajał Ilmer, rozgrzejcie ręce...
- Co? - pytali zdziwieni, nie wiedząc o co chodzi
- Szkielety te - zaczął tłumaczyć, pochodzą z południowych pustyń Berii, gdzie słońce pali je dniami i nocami, a tamtejsze stwory atakują setkami, niemal bez przerwy. Ewolucja pustynna tak ich ukształtowała, że przeciętny Szkielet Starożytnej Strzały potrafi wytrzymać około 50 celnych trafień mieczem, ten na zbroje, co wskazuje na to, że jest wysoko postawiony bądź wyjątkowo mężny, liczba trafień wzrasta więc do około 150, utrzymując, że trafiać będziemy średnio raz na 3 razy, bo iście zwinna to kreatura, poza tym lewa kość łokciowa, służy im jako tarcza, czego jeszcze nie pojąłem. 150 trafień przeciwko jednemu, bo bydle to siłe ma taką, że jak trafi, szczególnie mieczem dwuręcznym, to nie ma zbytnio co zbierać. Utrzymując, że uderzamy średnio raz na sekunde, i to, że jest nas trzech, bo tamc chyba nie pomogą, uderzać będziemy w sumie 50 sekund, zanim bestii nie ubijemy, zaś jak wiadomo, szkielet uderza 2 razy na sekunde, zaś po 45 sekundach ciągłej bitwy uaktywnia mu się Szał, podczas którego zadaje ok. 5 uderzeń na sekunde. Więc w ciągu tych 50 sekund my uderzymy 150 razy, on zaś, 90+25=115 uderzeń. Nasze tarcze ważą po 6 kg, z wyjątkiem 14kilogramowej Koryda, blokujemy nimi z prędkością 1m/s zaś jeśli szkielet wyprowadza 5 uderzeń na sekunde, to ich prędkość wynosi około 4,5m/s z czego wynika, że osoba którą zaatakuje, dostanie min. 25 razy, nie licząc pozostałych 25, których również może nie zblokować ze zmęczenia.
Wszyscy wsłuchiwali się słowom tego wywodu w osłupieniu, na gołych zaś ustach owego szkieleta pojawił się delikatny uśmiech, świadczący bądź o tym, że Ilmer go przedstawił, bądź o tym, że znacząco się pomylił.
--Widze że nie na darmo spod nieba bram ku wam spadłem szlachetni śmiertelni - rozległ się głos, który zdało się usłyszeć w umysłach... - bowiem jak widze, pojedynek będzie interesujący.. Przeto daje wam 25 minut, na przygotowanie, obmyślenie strategii, i kontakt z osobistymi Bogami, zaczynajcie, Vexilla regis prodeunt inferni...--
Powiedział po czym oparłszy się na mieczu Koryda przystanął 20 metrów przed nimi, wyczekując, oni zaś, lekko zdezorientowani i zdziwieni, nigdy przestraszeni, zaczęli naradzać się, z czym mają do czynienia, jako że o szkieletach tych słyszano wiele, ale żeby coś mówiły... nigdy, zatrzymali więc pochód, i zaczęli szykować się do nieuniknionego...