Śpiewam sobie a muzom....

Piszta o czym chceta, jednak miej baczenie czy nie trafniejszy byłby inny dział.

Postprzez Loopa » 01 Lut 2005, 16:24

Loopa siedział na ławce, pośród drzew i myślał: Co ja tu robię? Po co ja istnieje, czy jest jakiś cel w moim życiu?. Rozmyślając nie wiedział, że obserwuje go anioł siedzący na gałezi drzewa rosnącego opodal. Gałąź lekko falowała na wietrze nie zdając sobie sprawy, że ktoś na niej stoi. Anioł uważnie słuchał myśli Loopy, śmiejąc się w duchu z jego nierozwagi i ludzkiej natury. Gdyby oni wiedzieli czym są i dlaczego istnieją - pomyślał i roześmiał się w myślach anioł.
Loopa podniósł swe zmęczone ciało i ruszył ścieżką w las. Szedł powoli patrząc w ziemię, jakby szukał odpowiedzi na dręczące go pytania. Gdyby spojrzał w dal zobaczyłby wynurzającą się z mroku postać, lecz jego myśli krążyły wokół wielkich rzeczy. Obca postać podeszła do zamyślonego człowieka, zachodząc mu drogę. Loopa stanął, nie podniósł głowy, powiedział: Przepraszam. Uśmiechnął się mechanicznie i okrążył postać lekkim łukiem. Gdy zrobił kilka kroków usłyszał głos nieznajomego, ciężki i dudniący jak echo w podziemiach: TEST.
Loopa zamarł bez ruchu, serce zabiło mu mocniej, odwrócił się i spojrzał w twarz nieznajomemu. Ujrzał posągowe, surowe i ostre oblicze, które emanowało nieznaną, lecz przytłaczającą mądrością.
- Przepraszam, ale co pan powiedział: cicho powiedział Loopa.
Tajemnicza postać lekko, niczym podmuch wiatru ruszyła ku niemu.
- Test, życie jest sprawdzianem dla duszy - przemówił poważnie.
Dziwne myśli przebiegły przez głowę Loopy, pojawiła się nadzieja, zwątpienie, żal i gniew. Powoli wyprostował się, wyglądał tak jaby chciał coś powiedzieć, lecz żaden dźwięk nie wydobył się z jego ust. Spuścił głowę i obrócił się na pięcie.
- Do widzenia Panu - powiedział smutnym, drżącym głosem.
- Dlaczego odchodzisz, czyżbyś nie chiał zadać mi jakiegoś pytania.
- Nie jedno Pana słowo powiedziało mi więcej niż 1000 książek, jednak w niczym mi nie pomogło. Los jest okrutny dla nas ludzi.
- Dlaczego tak mówisz, przecież dostaliście wolność, wybór, życie jest darem a wy go odrzucacie i często chańbicie.
- Wiem to jednak wizja ciągłego dokonywania wyborów, które waża na naszym istnieniu, nie jest niczym miłym. My popełniamy błędy, z którymi nie możemy sobie dać rady.
- Zgadza się, lecz jeżeli pokonacie przeszkody, nagroda będzie boska.
- Ja bardziej myśle o każe niż o nagrodzie.
Po tych słowach Loopa ruszył dalej ścieżką, nie spojrzał w tył, gdzie pozostawił nieznajomego. Wiedział co musi zrobić, wiedział co go czeka po tym jak wykona zadanie, które sam sobie powierzył. Zaczął biec, szybko, skacząc pomiędzy wystającymi konarami drzew. Ścieżka zwężyła się, już prawie zanikła, liście chłostały twarz Loopy, pozostawiając zaczerwienione ślady na jego policzkach. Potknął się i upadł, wstał szybko, lecz nie mógł biec. Lewa noga strasznie bolała, ale jednak ruszył naprzód, ciągnąc kończynę po ziemi. Stanął po stu krokach. Oparł dłonie na kolanach, ciężko oddychając, noga przestała być zwiotczałą kończyną, czucie zacznało wracać, potężne mrowienie unieruchomiło go ponownie. Czuł piekący ból, jakby ktoś podpalał mu udo. Wyprostował się, widział kraniec lasu i słońce przebijające się przez liście. Ruszył naprzód, powoli stawiając kroki. Gdy wyszedł na polanę, jego oczom ukazał się piękny widok. Cała polana była pokryta różnego rodzaju kwiatami, biła od niej cudowna woń. Na środku polany pasł się koń, a obok siedział mężczyzna. Loopa ruszył w jego kierunku, widocznie utykając. Włożył rękę do kieszeni, mocno zacisjąc na jakimś przedmiocie dłoń. Gdy był już blisko mężczyna odezwał się:
- Witaj stary druchu, co się tobie stało - jego uśmiech był przyjazny i ciepły.
Loopa nie odpowiedział, tylko wyciągnął dłoń z kieszeni. Trzymał w niej dziwny przedmiot wilkości jabłka. Kształtem przypominał gruszkę, jednak był koloru czarnego o dziwnej fakturze, jakby mealowej, lecz blask jakim bił powodował, że nie można było dostrzec z jakiego materiału był wykonany.
- Zgodnie z prawem Lordika Pana Uciech skazuję ciebie na śmierć za złamanie pieczęci Golkira.
W tym momencie z dłoni Loopy wystrzelił snop energii, który powalił mężczyznę na ziemię. Koń stanął demba i ruszył galopem w stronę lasu. Mężczyzna z przerażającą raną na klatce piersiowej leżał na ziemi brocząc krwią. Żył jeszcze lecz z każdym oddechem uciekało z niego życie. Loopa podszedł i przystawił dłoń z przedmiotem do jego głowy.
- Zostałeś poświęcony ciemności, spotkamy się w otchłani drogi przyjacielu, czekaj na mnie. Ten świat dozna wielkiego cierpienia a ja będę jego ucieleśnieniem. Dzięki tobie doznam zaszczuty niszczenia ludzkości, będę ręką Pana Ciemności.
Przedmiot w ręce Loopy rozjarzył się czerwonym blaskiem, potężny wiatr zerwał się na polanie kładąc kwiaty, trawę i krzewy na ziemie. Co słabsze drzewa przewracały się. Blask przybierał na sile i nagle eksplodował w twarz mężczyzny. Wiatr pomału uspokajał się. Loopa wstał czując, że wypełnił swoją część umowy, teraz czekał na śmierć, bo tylko ona mogła dać mu moc jakiej pożądał. Nagle nad polaną pojawił się nieznajomy unosząc się w powietrzu. Jego rozłożone skrzydła zasłoniły słońce. Spojrzał na Loopę i powiedział:
- Wybrałeś drogę, od teraz jesteśmy wrogami. Gdy spotkamy się ponownie tylko jeden z nas przeżyje. Bywaj głupcze. Gdy wypowiedział te słowa, wykonał błyskawiczny ruch skrzydłami, nie wywołując nawet najdrobniejszego poruszenia powietrza, po czym zniknął w bezkresnym błękicia nieba.
Loopa poczuł jak nogi się mu uginają, padł na kolana, lecz nie z powodu wyczerpania, lecz przypływającej mocy, która była tak potężna, że czuł, że nie ma dla niego rzeczy niemożliwych. Był panem ziemi - a teraz ukaże im jak można ją wykorzystać.
Lucyfer mylił się i nawet nie wiedział jak, myśląc, że będę mu służył, udowodnie Bogu, że można przez zło czynić dobro.
Ostatnio edytowany przez Loopa, 02 Lut 2005, 22:51, edytowano w sumie 1 raz
Nowe zdanie...
Awatar użytkownika
Loopa
 
Posty: 155
Dołączenie: 20 Paź 2004, 13:46
Miejscowość: Czwarte Królestwo

Postprzez Raziel » 01 Lut 2005, 16:29

"Runa I Nekromanta"

Dawno, dawno temu żył sobie pewien książę, który miał za zadanie odnaleźć piękną księżniczkę i uwolnić ją z pod objęć magicznego snu. Po wielu poszukiwaniach odnalazł swą ukochaną. Jednym pocałunkiem zerwał magiczny czar. Następnie pobrali się. Żyli miesiąc a potem się rozwiedli.
Książe został nekromantą poszukiwający magicznej runy.
Było ciemno, padał deszcz, a na dodatek grzmiała burza. W karczmie pod "Starym dębem" nie było wcale lepiej niż na zewnątrz. Ledwo tlący się ogień i dziurawy dach sprawiały, że goście z karczmy dawno wyszli. Wszyscy oprócz dwóch osób siedzących w kącie karczmy przy piecu. Jeden wyglądał na człowieka. Był wysokiego wzrostu, szczupły. Miał długie białe włosy, niewyraźny zarys twarzy oraz nienaturalnie zielone oczy. Drugi był krasnoludem, niski we wzroście, szeroki w pasie. Miał długą rudą brodę zakręconą w dwa warkocze oraz bliznę na policzku.
- A więc powiadasz, że jesteś nekromantą? - spytał się krasnolud
- Tak jestem nekromantą, na imię mam Mejste - odpowiedział
- Miło mi. Jestem Arlo. Wojownik z klanu Asthero. Brałem udział w bitwach pod Xenthią, Vysengrodem, Sterną, w bitwie ras w 648r., walczyłem z królem
Hestemonem pod Burguardem...
- Dobrze wystarczy. Przejdźmy do konkretów. Dlaczego chciałeś się ze mną spotkać?
- Na trzeźwo język mi się plącze. Karczmarz dwa piwa dla mnie i dla tego pana.
- A więc jaka to sprawa? - spytał się Mejste
- Polecił mnie Ciebie nasz wspólny znajomy Gustav...
- Po nim można było się tego spodziewać - mruczał pod nosem Mejste
- Coś mówiłeś Mejste? - spytał się Arlo
- Nie, nie nic nie mówiłem, kontynuuj
Na dworze burza szalała coraz mocniej. Z deszczu zrobiła się ulewa, a z wiatru huragan. Płomienia w piecu już nie było widać
- Mam dla Ciebie robotę. Słyszałem, że potrafisz dokładnie określić na odległość gdzie znajduje się dany przedmiot, a także wskrzeszać umarłych i teleportować się w wybrane miejsce
- Tak, to prawda
- A więc jesteś tą osobą, której szukałem. Zadanie jest warte świeczki. Dawno, dawno temu została stworzona runa Wir dająca temu, kto ją posiądzie siłę niedźwiedzia, wzrok sokoła, zwinność węża oraz nieograniczoną moc. Lecz szalony magik Kresychors złamał runę na cztery części i rozrzucił je we wszystkie strony świata.
- Słyszałem tą legendę. Ale to tylko legenda i nic więcej. Jeśli myślisz, że odszukam wszystkie części tej runy to jesteś w błędzie - powiedział Mejste
- Ale to nie legenda, to prawda.
Arlo wyjął z kieszeni złamany kamień z wyrytym znakiem i dał go Mejstemu. Ten spojrzał na kamień i z niedowierzaniem powiedział:
- Ale to nie możliwe
- A jednak. Więc co panie nekromanto wchodzi pan w to? - spytał się krasnolud
- Wchodzę. Tylko co ja będę miał z tego?
- Hmm... połowę sumy ze sprzedaży runy? - zaproponował Arlo
- Niech będzie - zgodził się Mejste
- A więc skończmy piwo i bierzmy się do roboty. I chodźmy stąd, bo to niezbyt przyjemne miejsce
- Masz rację Arlo, chodźmy stąd
Wyszli z karczmy i dosiedli swych koni. Galopem popędzili do Strewygardu gdzie mieściło się laboratorium Mejstego.
Gdy dojechali na miejsce i weszli do laboratorium Arlo się zdziwił
- Skąd u ciebie tyle tych flakoników, probówek, kwasów i książek?
- Alchemia to moja druga profesja. Często w nekromancji się przydaje. Mógłbyś mi dać część tej runy?
- Tak oczywiście - Arlo pospiesznie dał kamień Mejstemu
- Zobaczymy czy uda nam się zlokalizować pozostałe części.
Mejste położył kamień na stosie kości podpalił je magicznym ogniem i zaczął mamrotać coś pod nosem. Z dymu zaczęła wyłaniać się postać wielkiego ogra z drugą częścią kamienia zawieszoną na szyi
- Patrz to druga część runy! - krzyknął Arlo wskazując na kamień
Cicho bądź, muszę się skupić - warknął Mejste - już wiem gdzie jest druga część runy. Możemy się tam teleportować, ale ostrzegam, że odzyskanie kamienia będzie trudne - Wiem co mam robić - odpowiedział Arlo
Mejste otworzył teleport do miejsca, w którym przebywał ogr. Obydwoje przeszli przez niego i znaleźli się w lesie gdzie znajdowała się osada ogrów.
- Gdzie jest ten ogr, co ma mój kamień?
- Spokojnie Arlo. Wygląda mi on na wodza tej wioski. Spróbuję z nim porozmawiać, a ty w tym czasie schowaj się za drzewem w razie gdyby do czegoś doszło.
Nekromanta przedzierając się przez gąszcz drzew dotarł wreszcie do osady. Osada da była dość duża. Składała się z kilkudziesięciu namiotów ułożonych w kształt kwadratu. W środku osady paliło się duże ognisko oraz stał namiot wodza. Mejste po cichu podkradł się do namiotu wodza tak, aby go nikt nie zauważył. Wszedł do namiotu, lecz nie został bynajmniej mile powitany.
- Czego ty tu chcesz?! - wrzasnął ogr dobywając topora
- Spokojnie chciałbym tylko porozmawiać o twoim naszyjniku
- A co ty chcesz od mojego naszyjnika?
- Otóż twój naszyjnik jest mi potrzebny i chciałbym go od ciebie dostać
- Dostać? Wolne żarty! Chcesz dostać mój naszyjnik to sobie go weź! Kompania do ataku!!! - krzyczał ogr
- Arlooooooo ratuj!!!
Arlo zjawił się niczym błyskawica w namiocie wodza. Wyjął swój topór i zamachnął się nim na ogra, lecz nie trafił. Ogr także chybił. Krasnolud jednak drugim razem trafił prosto w gardło ogra i dla pewności dobił go jeszcze w klatkę, po czym zerwał mu naszyjnik i pobiegł w stronę teleportu
- Mejste uciekaj zanim przyjdzie reszta! - krzyczał Arlo
Mejste pobiegł ile sił w nogach do teleportu i z powrotem obydwoje znaleźli się w laboratorium.
- Uff... było ciężko, ale mam drugą część - powiedział Arlo
- To dobrze. Mam nadzieję, że nie będę musiał znowu uciekać przed ogrami - odparł Mejste - A co z trzecią częścią?
- Tak się składa, że twoja magiczna moc nam tutaj nie pomoże przy zlokalizowaniu tej części. Jedyną osobą, która znała jej położenie był Kresychors...
- Cholera, przecież on już nie żyje. Co prawda mogę użyć swojej mocy do wskrzeszenia go, ale to niebezpieczne. Wiesz przynajmniej gdzie pochowano jego zwłoki?
- Leżą na cmentarzu opętanych w Strewygardzie
- A więc chodźmy tam
Gdy doszli na cmentarz była już noc. A była to wyjątkowa noc gdyż księżyc był w pełni. - Arlo boisz się? - spytał się Mejste patrząc na trzęsącego się ze strachu Arla
- Ja? Skądże znowu
- Pokaż mi lepiej gdzie jest jego grób
- To już tutaj
Mejste wyciągnął swoją kościaną różdżkę wymierzył nią w ziemię wymówił zaklęcie, po czym z ziemi wyłoniło się ciało Kresychorsa. Kresychors nie wyglądał na normalnego człowieka. Miał długie kły i szpiczaste uszy.
- Kresychorsie, powiedz nam gdzie jest trzecia część runy Wir - mówił Mejste
- Nie tylko nie moje serce, proszę nie, zostawcie moje serce w spokoju
- Nic Ci nie zrobimy, tylko powiedz gdzie ukryłeś trzecią część runy
- Zostawcie moje serce, bo inaczej...
Kresychors wbił swoje kły prosto w tętnicę Mejstego. Arlo już biegł ze swym toporem na wampira, lecz ten zmienił się w nietoperza i odleciał w ciemność
- Mejste nic Ci nie jest? - spytał się Arlo
- Uciekaj, uciekaj do mojego laboratorium. Tam Cię nie dogoni. Moja pracownia jest pod magiczną barierą. Uciekaj!
- A co z Tobą?
- Dam sobie radę, uciekaj!
Arlo pobiegł do laboratorium Mejstego i zaraz po wejściu zabarykadował się tak jak tylko mogło. Usiadł na krześle i patrzył na dwa kamienie. Miał pretensje do siebie, że zostawił na cmentarzu swojego rannego kompana. I w tym momencie z nikąd pojawił się Kresychors.
- Skąd ty się tu wziąłeś, przecież nie mogłeś przejść przez magiczną barierę - z niedowierzaniem mówił Arlo
- Zapomniałeś, że jestem legendarnym magiem. Dla mnie nie ma rzeczy nie możliwych. A teraz oddaj mi moje serce
- Jakie serce?
- Mój kamień. Ukradłeś mi go! Ty i twój kompan
- Nigdy Ci go nie oddam! Poza tym przecież sam go złamałeś...
- Nie chcesz mi go oddać?! Więc sam go sobie wezmę, ale za nim to zrobię powiem Ci całą prawdę. Kiedy zdobyłem runę Wir byłem najsilniejszym magiem na świecie. Nosiłem ją na szyi, lecz pewnego dnia zrosła się z mym sercem. Kiedy Wirwandell, arcymagiczka magii światła dowiedziała się, że jest ktoś silniejszy od niej postanowiła mnie zgładzić. Nie byłem przygotowany na ten pojedynek. Pokonała mnie, a moje serce rozbiła na trzy części i rozrzuciła je nie wiadomo gdzie.
- Ale co z czwartą częścią?
- Jedna część został w mym sercu i teraz dzięki temu, że zostałem wskrzeszony mogę znowu stać się najpotężniejszym magiem na świecie.
- Nie zrobisz tego!
- Właśnie, że zrobię!
Kresychors rzucił się na Arla, lecz w tym czasie wpadł zakrwawiony Mejste i wbił Kresychorsowi drewniany kołek w plecy. Krew polała się z pleców wampira, po czym zaczął krzyczeć z bólu i upadł na ziemię. Mejste wyjął z jego serca trzecią część runy.
- Dzięki za uratowanie mi życia - podziękował Arlo
- Nie ma sprawy - odpowiedział Mejste
- Nic Ci nie jest? - spytał Arlo
- W miarę dobrze. Na szczęście miałem przy sobie eliksir przeciw ukąszeniom. A z tobą wszystko dobrze?
- Nic mi nie jest. Mamy już trzy części. Pora odnaleźć czwartą
- Daj mi te trzy części - poprosił Mejste
- Proszę. Oto one
Mejste podszedł do szuflady. Otworzył ją i wyjął czwartą część, po czym wszystkie cztery części złączył w jedną całość.
- Oto i ona. Runa Wir - dumnie powiedział Mejste
- Miałeś przez cały czas czwartą część w swojej szufladzie i nic o niej mi nie powiedziałeś
- Myślisz, że jestem taki naiwny? Jeśli tak to jesteś w błędzie
- Mieliśmy się podzielić pieniędzmi ze sprzedaży po połowie
- Jesteś głupszy niż myślałem. Teraz ta runa należy do mnie wystarczy, że zrośnie się z moim sercem i będę najpotężniejszym nekromantą na świecie
- Nie możesz tego zrobić
- Właśnie to zrobię
Mejste wziął runę i przyłożył do serca, a serce wchłonęło runę i już tak zostało - Teraz już do niczego nie jesteś mi potrzebny
Arlo chciał rzucić toporem w Mejsta, lecz jego ciało przeszyła włócznia z kości.
- Teraz już do niczego nie jesteś mi potrzebny. Teraz czas wyruszyć w świat i siać zniszczenie...
ImageImageImageImage
Awatar użytkownika
Raziel
 
Posty: 121
Dołączenie: 17 Paź 2004, 15:16
Miejscowość: Koszalin

Postprzez Loopa » 02 Lut 2005, 10:28

Razjel- dobry tekst na sesje - tylko trochę szybko i ławteo rozwiązywali problemy, tzn. jest problem - mija 30 sekund - nie ma problemu. Pomysł z kamykiem i sercem bardzo ciekawy, do wykorzystania. :D
Nowe zdanie...
Awatar użytkownika
Loopa
 
Posty: 155
Dołączenie: 20 Paź 2004, 13:46
Miejscowość: Czwarte Królestwo

Postprzez Raziel » 02 Lut 2005, 14:38

Dziekuje :tak:
PIsalem tak sobie, wiesz wzielem kartke i olowek do reki i wio !!
mam prace (niestyty tylko wydrukowana) ktora kiedys napisalem
moim znajomym bardzo sie podobala. Nazywa sie "Glaz"
jezeli chcesz moge Ci udostepnic na jakims treningu o ile sei na
jakims zjawisz :D
ImageImageImageImage
Awatar użytkownika
Raziel
 
Posty: 121
Dołączenie: 17 Paź 2004, 15:16
Miejscowość: Koszalin

Postprzez Loopa » 02 Lut 2005, 15:33

Dzień był chłodny, ponury. Desz padał od trzech dni, nie pozwalając słońcu wyjść zza ciężkich, ciemnych chmur. Loopa jechał traktem poprzez las, był cały przemoknięty. Płaszcz ciążył mu, stóżki wody wyryły na jego policzkach lekkie bruzdy. Cel jego podróży był już bliski, następnego dnia powinien przekroczyć bramy miasta Fealron. Twierdza ta miała mroczną historię, podobno jej założycielem był Fealron Pogardliwy. Baron twardą ręką trzymał w ryzach swe włości, paląc o mordując każdego, kto przeciwstawił się jego woli. Mówiono, że swój przydomek zyskał dzięki pogardzie jaką pałał do religii, a w szczególności bogów Molinu. Podobno w trakcie święta bogini płodności Plenise, Fealron nakazał wcielić do armii wszystkich zdrowych mężczyzn. Od zamierzchłych czasów święto to było okresem wolnym od wojen i wszystkie ludy wschodu bawiły się i oddawały cześć Plenise. Baron zapranął wywołać wojnę i wykorzystać sprzyjające warunki do złupienia bogatych miast kupieckich leżących na wybrzeżu Morza Lovinet. Siłą zebrał swe oddziały, krwawo tłumiąc wszelkie zamieszki, wyruszył na wschód, paląc i mordując wszystkich mieszkańców terenów, które nie należały do niego. Gdy podszedł ze swą armią pod bramy Ginordu, miasta Gildii Kupieckiej, z północy i południa nadciągnęły pośpiesznie zebrane armię gildii. Wynik bitwy był z góry przesądzony. Faerlon nie mógł przeciwstawić się sile trzech miast, lecz nie wycofał się. Nakazał swym żołnierzom zabijać wszystkich jeńców i nie mieć litości dla wrogów, zagroził, że jeżeli nie podporządkują się jego woli, każe wymordować ich rodziny, a ich samych uczyni niewolnikami. Bitwa przeszła do historii, jako obraz krwawej łaźni. Armia Faelrona walczyła zajadle, a jego wojownicy walczyli ze łzami w oczach. Od tamtego czasu wojnę tą nazwano Łzawą. Nigdy nie odnaleziono ciała Faerlona, szczątki jego armii zostały rozproszone, a jego ziemie zagarnęła Gildia Kupiecka, przynosząc ludności pokój i prosperitę.
Loopa czuł od dłuższego czasu, że jakaś zła energia gromadzi sie na tych ziemiach. Czuł, że coś się wydarzy, lecz nie wiedział co. Utracił kontakt z Ciemnością, chociaż moc którą jej zawdzięczał nadal przeszywała jego ciało. Podczas ostatniej manifestacji zniszczył całą gospodę, w której się zatrzymał. Moc wypełniała go, lecz nie używana pragnęła ujść i ukazać się swemu panu.
Dzień chylił się ku upadkowi, deszcz przestał padać, lecz powietrze było nadal przesączone wilgocią. Loopa odnalazł zatoczkę podróżnych i zatrzymał w niej konia. Zdjął juki, siodło a następnie nakarmił konia, jednocześnie czyszcząc go delikatnie. To było jedyne zwierze, którę się go niebało. Koń w przeszłości należał do jego przyjaciela. Loopa przypomniał sobie jego twarz, zdziwione oczy gdy wyciągał wyprostowaną dłoń. Później była już tylko śmierć...
Loopa otrząsnął się z tego ponurego nastroju. Jedyna rzecz, która łączyła go z tamtymi czasami to ogier, nic innego nie pozostało. Koń nazywał się Niffe, na cześć przyjaciela. Zaczął pzygotowywać sobie miejsce do spania, gdy w jego głowie pojawił się błysk, gdzieś w pobliżu było zło. Czuł je wszystkimi zmysłami. Odwiązał konia, gdyby coś się stało nie chciał, aby jego spotkało coś złego. Wyciągnął kryształ, ujrzał mocny czarny dym wirujący w jego wnętrzu. Uśmiechnął się do siebie, a na głos powiedział: Znalazłem, on tu jest. Zdjął płaszcz, który przez nasiąkniętą wodę ważył jakby był wykonany z ołowiu. Z kryształem w dłoni ruszył naprzód, wkroczył w las. Cimności nie przerażały go, ponieważ jednym z darów jaki otrzymał w trakcie przemiany była umiejętność widzenia czystego, dzieki czemu, żaden mrok, czy też mgły nie mogły zmącić jego wzroku. Szedł spokojnie, moc w nim wzbierała, chciał aby przyciągnęła zło. Drzewa lekko zaczęły się kołysać gdy przechodził pomiędzy nimi. Kora jakby tężała, zwierzęta ukryły się w najgłębszych miejscach swych legowisk i gniazd. W lesie nastała cisza, grobowa cisza. Odgłos kroków dudnił niczym bębny. Kryształ zaczął świecić, opromienił Loopę nieziemską poświatą. W oddali, pomiędzy drzewami stał potężny głaz. Zła moc biła z niego, Loopa podszedł powoli. Wyciągnął dłoń i dotknął kamienia, był on miękki niczym puch. Pod dotykiem palców kamień falował jak lustro wody, dziesiątki okręgów tańczyły na powierzchni głazu. Ze środka dobiegał cichy głos: - Witam Potępiony.
Loopa wszedł w głaz, ściskając mocniej kryształ, czuł ogromny przypływ mocy, która teraz manifestowała swą obecność, sypiąc czarne błyskawice wokół kamienia. Przekroczywszy bramę, ruszył naprzód. Przed nim malował się obraz katakumb. Korytarz, którym szedł był oświetlony pochodniami z ludzkich kości udowych, płomień bijący z nich był koloru jasno zielonego. Ściany pokrywał nalot z kryształowej masy, która odbija świtło tworząc cudowny taniec promieni. Loopa spostrzegł koniec tunelu, a dokładnie potężne drzwi wykonane z ludzkich czaszek. Gdy podszeł do wrót, jedna z nich wypełniła się czerwony blaskiem i przemówiła:
- Mistrz już czeka Potępiony, miło jest znów Ciebie widzieć.
Loopa zdziwił się słysząc te słowa, wiedział, że nigdy tu nie był i nie miał pojęcia co jest za tymi drzwiami. Gdy wyciągnął rękę, aby otworzyć skrzydło, to szybkim, bezgłośnym ruchem otworzyło się.
Naprzeciw niego ukazała się pusta sala z licznymi malowidłami na ścianach. Wszedł ostrożnie, drzwi za nim pomału zamknęły się. Patrzył na dziwne obrazy, przedstawiały one bitwy, rzezię. Na niektórych rozpoznał herby dawnych królestw. Gdy tak patrzył uzmysłowił sobie, że malowidła przedstawiają bitwy największych tyranów historii, władców pochłoniętych chęcią zdobycia władzy i potęgi. Nagle z sobą usłyszał głos:
- Ty też jesteś naznaczony, jak oni wszyscy. Ja będę Twoim nauczycielem, ja jestem wiedzą, której szukasz.
Loopa rozejrzał się po komnacie lecz nie dojrzał żadnej postaci.
- Czego możesz mnie nauczyć? - Przemówił.
- Korzystania z tego czym zostałeś obdarowany, lecz...
Głos załamał się, malowidła niezauważalnie drgnęły. W tym momencie Loopa zauważył, że one żyją, poruszają się.
- Co się stało? - Zapytał, wiedząc, że ta sytuacja nie jest dobra. Coś w nim zaniepokoiło ten Byt.
- Jesteś inny - Głos nagle zmienił barwę.
- Jesteś czysty - To już był krzyk, przydzierający się przez ściany, odbijający się echem od korytarzy.
Nagle komnata wypełniła się ciemnością i żarem, który powinien zabić każdego człowieka, lecz Loopa już nim nie był, stał oczekując attaku o wiele potężniejszego. Jednak on nie nadchodził.
- Nie wiem czego się spodziewałeś, ale wiedz, że ja sam decyduje o swoim istnieniu. Nikt nie będzie mnie prowadził i wykorzystywał. Przekaż swemu Panu, że ja jestem wolny i nie zamierzam mu służyć. Lucyfer został wykorzystany przez zwykłego człowieka - Loopę ogarnęło rozbawienie graniczące z szaleństwem.
Ściany zajęły się ogniem, malowidła wydały z siebie okrzyk rozpaczy, postacie na nich płonęły jak pochodnie, próbując w jakiś sposób zagasić pożar ich ciał. Loopa nie drgnął. Żar słabł powoli lecz nieustannie. Postacie na malowidłach krzyczały w agonii. Głos w cimności majaczył, słabł, Loopa czuł jak uchodzi z niego energia. Nie musiał długo czekać, duszę potępionych, zaklęte w malowidłach opuszczały to miejsce. Ich wiedza już nigdy nie powróci na ten świat. Komnata pomału zaczęła ukazywać swoje prawdziwe oblicze. Przeistaczała się wielką ziemistą jamę. Loopa ruszył ku miejscu gdzie wcześniej były drzwi. Wszedł do korzytarza. Teraz wyglądał on jak wykonany z gnijącego mięsa. Piękna kryształowa masa, zamieniła się w lepiąca, cuchnącą maź. Na końcu tunelu znajdowała się błona, która niczym nie przypominała poprzedniego przejścia. Loopa wyciągnął kryształ i wyzwolił moc. Przeszyła ona błonę rozrywając ją i paląc. Loopa szybko przekroczył barierę. Jego zmysły wirowały, poczuł upadek, nie mógł wstać, ręce mu drżały, nogi odmówiły posłuszeństwa. Leżał tak sparaliżowany drgawkami. Ciemność nocy ogarnęła jego ciało.
Zasnął.

Dopisano
Wykonałem pewne poprawki w tekście, przeważnie były to literówki, ale nie tylko :D. Proszę czytać i krytykować. Bez tego nie wiem czy robię to dobrze, czy źle, czy rozumiecie tekst tak jak ja chciałbym. Błagam o jakąś odpowiedź.
Nowe zdanie...
Awatar użytkownika
Loopa
 
Posty: 155
Dołączenie: 20 Paź 2004, 13:46
Miejscowość: Czwarte Królestwo

Postprzez Loopa » 03 Lut 2005, 02:24

Noc była chłodna, a ziemia nadal mokra. Loopa wstał powoli, czując lekkie dreszcze na plecach. Jego czoło paliło od gorąca, a wszystkie mięsnie przeszywały skurcze. Powoli uniósł się na rękach, później oparł się na kolanach i czekał, aż wszystko przestanie wirować. PO kilku minutach otarł pot z rozpalonego czoła i powoli wstał. Rzuciło nim w bok, lecz utrzymał równowagę, poczuł mdłości i zwymiotował wszystko co przechowywał jego żołądek. Czuł się okropnie, lecz był zadowolony z tego co się wydarzyło tej nocy. Wspomnienie zwycięstwa dodało mu sił, ruszył słaniając się w kierunku zatoczki podróżnych, gdzie zostawił Niffe. Droga, którą wcześniej przebył w pół klepsydry teraz zajęła mu trzykrotnie więcej czasu. Gdy dochodził do skraju lasu, uniósł głowę i zobaczył ogień. Był zdziwiony, ponieważ od trzech dni nieustannie padał, więc trudno było znaleźć odpowiednio suchego drewna na opał. Nie słyszał żadnych rozmów, jednak musiał być czujny. Powoli ciągle zgarbiony podchodził do obozu. Gdy podszedł na odległość, z której mógł zobaczyć całą zatoczkę, zauważył postać głaszczącą Niffe. Nieznajomy był wysokim, barczystym mężczyzną ubranym w długi, lecz lekki płaszcz ze srebrnymi zdobieniami u dołu i na kołnierzu. Coś mówiło mu, że kiedyś już go spotkał, lecz teraz był zbyt zmęczony i otumaniony, aby sobie przypomnieć. Upewniwszy się, że nieznajomy jest sam, wszedł w zasięg ogniska i stanął twarzą ku postaci.
- Pomyliłem się – powiedział miękkim głosem nieznajomy.
Loopa poznał ten głos, wiedział do kogo należy, lecz ta wiedza przyniosła jedynie strach i obawę.
- Czy będziemy teraz walczyć – powiedział, odruchowo szukając kryształu.
- Nie, Jeszcze nie. Obserwowałem Ciebie. Myślałem, że już mnie nie zaskoczysz, że wiem o tobie wszystko, a jednak myliłem się. Jesteś albo głupcem, albo ... nie, jesteś głupcem myśląc, że tak łatwo udało ci się Go oszukać. Lucyfer nie jest łatwowierny, a na pewno nie można nazwać go pochopnym. Jeżeli obdarzył cię mocą to miał w tym jakiś cel, z którego ty nie zdajesz sobie sprawy.
- Możliwe, że masz rację, jednak zaryzykowałem swoją duszę. Teraz nie mogę się wycofać. Czy mam rozumieć, że chcesz mi pomóc?
Twarz anioła rozpromienił uśmiech, patrzył na człowieka przed nim i widział wszystkie jego słabości.
- A w czym ja mam ci pomóc, czy wiesz co będziesz robił jutro lub za tydzień?
- Myślałem, że jeżeli mnie odszukałeś to chciałeś mi coś przekazać, poza przestrogą, z której zdaje sobie sprawę, aż zanadto.
Przez chwilę anioł wyglądał tak jakby rozmawiał sam ze sobą, jakby bił się z myślami, poczym podszedł do Loopy, wskazanie ręki nakazał mu usiąść na pieńku i powoli rozpoczął badanie rannego. Jego dłonie krążyły wokół głowy, tułowia, nie dotykając ciała. Loopa czuł jak ból i zmęczenie odchodzi, lekki chłód zalał jego członki, przynosząc ukojenie. Po chwili anioł usiadł na ziemi przed Loopą i przemówił:
- Pomogę ci dając ci wiedzę. Najpierw wytłumaczę ci czym jest kryształ, który tak kurczowo ściskasz. Przed eonami, gdy ziemia jeszcze nie istniała, a czas był iluzją, toczyły się wielkie bitwy pomiędzy zastępami Nieba i Piekła. W nicości legły legiony aniołów i potępionych skrzydlatych braci. Krew ich zrosiła cały wszechświat. W tamtych czasach powstały kryształy widzenia. Były one wykorzystywane do wykrywania mocy, tak dobrej, jak i złej. Posiadały moc niszczenia i tworzenia, lecz użycie ich wymagało wielkich umiejętności i mocy. Ty posiadasz jedynie odłamek jednego z nich. Nie ma on mocy swego pierwowzoru, jednak dla ludzi nadal przedstawia przedmiot o wielkiej potędze. Tylko dzięki temu, że w twoich żyłach płynie krew anioła możesz sprostać jego mocy.
W tym momencie Loopa odskoczył, jak oparzony.
- Jak to anioła! Przecież... ale...
- Słuchaj uważnie, to może zrozumiesz to co chcę ci przekazać. Siadaj – nakazał władczym tonem.
- Jak mówiłem, jesteś potomkiem anioła, imię brzmi Nataniel, za połączeni się z ludzką kobietą, został wygnany z Nieba i skazany na banicję. Co teraz się z nim dzieje nie wiem, ale podobno nigdy nie pogodził się z wyrokiem Pańskim i nie wkroczył do Piekła. Mówią ,że tuła się teraz po wszechświecie, lecz czy jest to prawdą, nie wiem. Czy przypominasz sobie jak zdobyłeś ten kryształ?
- Tak, pewnej nocy, to było w święto Lurisa, gdy niebo iskrzyło się niebiańskimi wstęgami. Wyszedłem z wioski, aby lepiej je ujrzeć, ogniska przeszkadzały w tym, więc postanowiłem przejść za pobliskie wzgórze i tam nacieszyć się ich pięknem. Spędziłem tam wiele klepsydr wpatrując się w niebo i wypowiadając najróżniejsze życzenia. Gdy nagle ujrzałem, że jedna ze wstęg, dłuższa od innych i jakby większa, skierowała się ku wzgórzom Niqet. Widziałem jak skończyła swą podróż gdzieś w okolicy jeziora Kifrot. Postanowiłem następnego dnia wybrać się tam i zobaczyć czy coś się wydarzyło. Matka opowiadała mi, że gdy wstęga spada na ziemię, zamienia się w ognistego smoka. W nocy nie widziałem żadnych blasków, lecz ciekawość była silniejsza. Wcześnie rano wyruszyłem, spałem krótko, lecz nie czułem się zmęczony. Matce powiedziałem, że idę zapolować, wziąłem łuk i strzały, trochę jedzenia, tak na wszelki wypadek. To 6 godzinach spokojne podróży, leśnymi dolinami dotarłem do jeziora Kifrot. Nic szczególnego nie zauważyłem, żadnego smoka na pewno tam nie było. Poczułem się zawiedziony. Usiadłem nad brzegiem i przemyłem twarz i właśnie wtedy ujrzałem ten blask po raz pierwszy. Coś lśniło na dnie jeziora, mocno i jednostajnie, około 30 łokci od brzegu. Na początku nie wiedziałem co zrobić, chciałem wracać i powiedzieć o tym komuś, lecz później zacząłem się zastanawiać. No i w ten sposób postanowiłem się rozebrać i podpłynąć tam, skąd bił blask i jeżeli nie będzie za głęboko to spróbować wyłowić to coś, jeżeli się da oczywiście. Jak pomyślałem tak zrobiłem, gdy podpłynąłem w pobliże blasku, woda zaczęła dziwnie wirować. Nagle spostrzegłem, że wir mnie wciąga, nie mogłem się wydostać. Przebierałem rękoma i nogami co sił, lecz moje starania były daremne. Wir pochłonął mnie rzucił na dno. Wtedy zobaczyłem kryształ, wokół woda była cieplejsza i spokojniejsza, nie zastanawiając się długo szarpnąłem nogami i wyciągnąłem się jak tylko potrafiłem. Końcem palca musnąłem kamień i wtedy woda przestała wirować. Gdy chwyciłem kryształ wokół mnie pojawiły się bąbelki powietrza. Na początku niewiele, lecz po chwili woda wrzała od nich. Me ciało zostało uniesione na powierzchnię. Zaczerpnąłem powietrza i po chwili ruszyłem w stronę brzegu. Od tamtej pory nie rozstaje się z kryształem, zawsze przynosił mi szczęście.
- To nie Ty znalazłeś kryształ, tylko on ciebie. Teraz słuchaj uważnie, najważniejsze przy używaniu kryształu jest skupienie, on nie jest zwykłym przedmiotem, ma swoją wolę, choć żaden z nas jej nie odgadnie. Przedmioty stworzone w przedczasach myślą inaczej i tak naprawdę są istotami. Aby móc z niego korzystać musisz wyjawić mu wszystko to o czym myślisz. Jeżeli ciebie wysłucha, będzie ci pomagał, jeżeli nie będziesz mógł próbować nakłonić go do swojej woli. Właśnie tutaj tkwi problem. Nawet anioły miały z tym problem, chociaż chodziło o całe kryształy widzenia, ten jest słabszy lecz dla ciebie może być zbyt potężny. Moja rada jest taka, uczyń z niego swojego przyjaciela, powierz mu swe marzenia, obawy. Jeżeli wtedy przemówi do ciebie, będziesz w połowie drogi do poznania jego mocy. Wiem że raz już go użyłeś i wiem, że wtedy mówił do ciebie. Nie wiem jednak czy zdajesz sobie z tego sprawę.
- Chodzi ci o Niffe. – twarz Loopy ściągnęła się i wydłużyła zarazem, wspomnienia ponownie wydarły się z zakamarków umysłu, przynosząc falę oskarżeń i zwątpienia w cel.
- Miałem sen, że to tak będzie. Wiedziałem co mam robić. Nie spodziewałem się takiego zakończenia, jednak przeczuwałem że... Teraz tego nie zmienię, Niffe nie żyje.
- Teraz cię zostawię, musisz przemyśleć parę spraw. Zwą mnie Daimon Frey. Do zobaczenia.
Anioł nagle ukazał skrzydła, rozpostarł je i uniósł się w powietrzu. Loopa pozostał sam, zamyślony. Cóż przyniesie następny dzień, czego jeszcze się dowiem – rozmyślał. Ognisko lekko przygasało, a on nadal siedział z twarzą pomiędzy rękoma, łzy płynęły wolno. Ogień zgasł, zapadła ciemność a Loopa zmęczony zasnął.

No ludziska - ja się produkuje jak huta stali a wy nic - chyba jestem ignorowany przez rzeszę forumowców. Jak przez następny 2 dni nikt nic tego nie skomentuje, to więcej nie będę pisał bo to sensu nie ma. Ja chcę widzieć, co o tym myślicie i jak rozumiecie tę przygodę.
Błędy pewnie są i pomyłki - tekst jeszcze nie sprawdzony, ale już wrzuciłem. Narka dobranoc.
Nowe zdanie...
Awatar użytkownika
Loopa
 
Posty: 155
Dołączenie: 20 Paź 2004, 13:46
Miejscowość: Czwarte Królestwo

Postprzez Loopa » 03 Lut 2005, 16:08

Loopa budził się powoli. Słońce było już wysoko nad horyzontem. Powoli usiadł, przetarł twarz. Podszedł do juków leżacych przy wypalonym ognisku. Wyciągnął pióro, papier i zaczął pisać. Siedział długo, drapiąc się czasami końcem pióra w tył karku. Pisał powoli, widocznie zastanawiając się na każdym słowem. Gdy skończył, zwinął kartkę w rulon. I umieścił ją w skórzanej tubie, po czym zawiązał jej koniec. Schował ją głęboko w jukach. Wyciągnął jedzenie i powoli konsumował zimny posiłek, popijając cierpkim winem gronowym. Gdy skończył, podszedł do konia gładząc lekko jego grzbiet, Niffe skrzelił oszami i zwrócił łeb ku niemu. Jego oczy biły, jak zawsze, ukrytą inligencją.
Loopa założył siodło i sakwy, dokładnie nakładając pod nimi grubą derkę. Ruszył w drogę, lecz nie skierował sie do Faerlon'u lecz na zachód, ku ziemią granicznym. Postanowił udać się na tereny, gdzie od wieków królowała wojna. Jeżeli miał czynić dobro na skalę podobną do zła szerzonego przez Potępionych, musiał zdobyć pozycję gwarantującą mu władzę równą im. Za nim jednak to nastąpi, musi nauczyć się władać kryształem widzenia, bez niego nie był w stanie zrealizować swych planów. Jechał powoli, mijając drzewa, które swym cichym szelestem wprawiły go w zadumę. Rozmyśljąc nad wydarzeniami ostanich dni, nie mógł uwierzyć, że jego proste życie tak bardzo się zmieniło. Kiedyś przejmował się jedynie tym, czy ma jedzenie i czy matka jest w dobrym zdrowiu. Wioska zapeniała mu ochronę i styl życia jaki prowadzili jego dziadowie. Teraz wszystko się zmieniło, nadszedł czas prawdy. Czy wyzwanie jakie rzucił ciemności nie skończy się jego klęską?
Droga biegła lasem, trakt był mokry i grząski. Niffe wybierał najtwardszy grunt lecz i tak jego pęciny były pokryte grubą warstwą błota. Na trakcie nie spotkał nikogo. Pogoda na dobre zatrzymał kupców w gospodach, ich wozy nie mogły poradzić sobie z grząskim podłożem. Gdy słońce chyliło się ku horyzontowi, Loopa wjechał do wioski, zatrzymał konia przed największym budynkiem i przywiązał konia do poprzeczki umieszczonej obok stajni. Zdjął juki z konia i wszedł do gospody, z której dobiegały go głośne odgłosy rozmów. Gdy wszedł jego oczom ukazała sie niewielka izba spowita dymem i przepełniona zapachem piwa. Sala był podzielona na dwie części, w jednej z nich biesiadowali podróżni i kupcy, w drugiej siedzieli miejscowi, pijąc tanie trunki i cicho rozmawiając. Wejście do kuchni znajdowało się w części, której siedzieli ludzi z wioski, unosił się z tamtąd miły zapach pieczeni i kaszy. Loopa zajął miejsce przy wolnej ławie i skinął na gospodarza. Był nim wysoki człek o słusznej postawie, lecz nie otyły. Ogolona głowa odkrywała blizny na czole i policzku, ciągnące się aż za uszy. Ubrany był w wygniecioną, szarawą koszulę z szerokim kołnierzem i ciężkie skórzane spodnie, kończące się na wysokości kostek. Na to wszystko miał narzucony biały fartuch pokryty wieloma plamami po różnego rodzaju cieczach. Podszedłwszy do nowego gościa, właściciel stanął i przyjrzał sie mu dokładnie. Chłopak na którego patrzył miał nie więcej niż 17 lat, ubrany był w znoszone spodnie, kurtkę ze skóry dzika mocno już wypłowiałej i lnianą koszulę koloru niewiadomego. Przez ramię miał przerzucone dwie sakwy z rzeczami, nie miał żadnego oręża co w tych czasach było dziwne.
- Czego sobie życzysz chłopcze. - przemówił twardo, rzucając szybkie spojrzenia na gości przy pobliskiej lawie, patrząc czy talerze są odpowiedznio zapełnione i czy czegoś nie brakuje.
- Chciałbym zjeść coś gorącego i przespać się w ciepłej izbie.
- Jeżeli chodzi o jedzenie, to mam pieczeń na ruszcie, za dwie klepsydry będzie gotowa, teraz mogę podać kaszę. Pokoju wolego nie mam, ale jeżeli chcesz to możesz spać tutaj, przy piecu. - poczym wskazał kont blisko wejścia do kuchni.
- Dziękuje, to wystarczy. Jestem konno, czy znalazłoby się miejsce wolne miejsce w stajni?
- Tak, zaraz każe wprowadzić zwierzę do środka i oporządzić.
- Nie to mogę sam zrobić. Dziękuje jeszcze raz.
Loopa wstał i wyszedł na zewnątrz. Odwiązał Niife i zaprowadził go do stajni, zdjął siodło, a mokrą derkę zarzucił na belkę wiszącą po sufitem. Wyciągnął szczotki i zgrabnie wyczyścił włosie Niffe z liści i małych gałązek, po czym oczyścił dokładnie kopyta, zwracając baczną uwagę na wygląd strzałki. Mokre siodło otrząsnął z wody i zarzucił na ściankę zagrody. Przyniósł świerzej wodu z koryta i nałożył nowego siana. Wyszedł ze stajni pozostawiając Niffe w trakcie posiłku. Gdy wrócił do gospody na stole czekała na niego misa z gorącą kaszą. Loopa zjadł ją łapczywie, winszując zdolności kucharzowi. Kasza była krucha i detikatna, lecz nie przypominała bryji jaką uraczono go kilka dni temu w innej gospodzie. Po chwili gospodarz wyszedł z kuchni niosąc wielką drewniana tacę z pieczenią i zaniósł ją podróznym siedzącym w dalszej części sali. Gdy wracał, podszedł do Loopy.
- Synu czy masz czym zapłacić? - Zapytał, marszcząc brwi. Loopa uśmiechnął się szczerze i nie czekając dłużej wyciągnął cztery miedziki z sakiewki. Gospodarz uprzejmie spojrzał na niego i powiedział:
- Poczekaj chwilę, przyniosę zaraz ci pieczeń, tylko naleję piwo młynarzowi. Dzisiaj jego syn wstąpił do armii i teraz próbuje zalać się, aby nie myśleć co może przynieść przyszłość jego pierworodnemu.
- Proszę się nie spieszyć, kasza była wyśmienita i liczę na to, że pieczeń będzie równie wspaniała.
- Dziękuję, moja żona jest doskonałą kucharką i to jej należą się pochwały, ale przekaże jej twoje słowa chłopcze.
Gospodarz opuścił Loopę, szybko mijając gości. Miał dzisiaj wiele pracy, kupcy zajeli wszystkie wolne pokoje, a ich ochrona, miała niepochamowany apetyt. Dobrze, że przynajmniej nikt nie wszczynał żadnej burdy. Atmosfera była wesoła, choć jeden mężczyzna z bawiącej się gromady kupców i zbrojnych, siedział w rogu, powoli pykając fajkę. Był zamyślony, może nawet strapiony. Często zerkał w papiery, które miał rozłożone na kolanach. Jego strój był o wiele bogatszy niż reszty jego kompanów. Najprawdopodobnie był kupcem, do którego należała to karawana.
Loopa nie zauważył jak przyniesiono mu pieczeń, zdał sobie sprawę z jej istnienia, gdy ciepła para uderzyła go w twarz. Obrócił się i zobaczył gospodarza wyraźnie rozbawionego jego zamyśleniem.
- Nie wpatruj się tak intesywnie w tego jegomościa, bo ci - ręką wskazał na zbrojnych bawiących się przy dużej ławie - mogą porachować ci kości. Już dużo wypili, więc lepiej ich nie drażnić. Długo się zatrzymasz?
- Nie, jutro z pierwszy pianiem mam zamiar wyruszyć dalej w drogę. Czy ostanio, coś się działo w okolicy?
- U nas wszystko po staremu, tylko bandy w lasach coraz częściej wyłażą i grabią, ale teraz gdy baron ściąga tu oddział piechurów, wszystko powinno wrócić do normy.
- Dlaczego wojsko musi się nimi zając, nie wystarczy straż konna?
- Kiedyś tak może i by było, ale teraz naszym traktem są przewożone cenne ładunki z północy. Podobno piraci zablokowali porty miast kupieckich na północ od Faerlon'u i teraz cały handel morski, albo przenosi się na południe, gdzie porty są otwarte, lub wybiera się transport tradycyjny, czyli naszymi ziemiami. Trakt ostanio odnowiono, chociaż nie przygotowano, go na taką pogodę, jaką mieliśmy przez ostatnie dni.
- Dzieki, za informacje, będę uważał na trakcie.
Gospodarz poklepał młodziana w ramię i ruszył dalej zaspokajać zamówienia swoich gości. Loopa zjadł pieczeń, która zdążyła już trochę ostygnąć, lecz nie straciła nic ze swojego smaku. Zapamiętal tę gospodę dobrze, bo dania w niej podawane mogły konkurować z jedzieniem przyrządzanym przez jego matkę. Pomału w izbie rozbiło się opszerniej. Miejscowi wrócili do domów, pozostał jedynie młynarz, leżący na stole z ręką trzymającą cynowy kufel. Członkowie karawany w większości udali się do swych pokoi. Lampy w głównej izbie pogaszono. Panował w niej przyjemny mrok, Loopa ułożył sie nieopodał pieca. Ciepło ogarnęło jego ciało. nawet nie wiedział kiedy głowa opadła mu na juki. Spał lekko, nie miał koszmarów.

Wiesz co Daguś, nie widzę sensu dalszego produkowania się. Chyba zabiję głownego bohatera w następnej części. ;(

Dodano
POnownie naniosłem poprawki
Ostatnio edytowany przez Loopa, 04 Lut 2005, 01:45, edytowano w sumie 1 raz
Nowe zdanie...
Awatar użytkownika
Loopa
 
Posty: 155
Dołączenie: 20 Paź 2004, 13:46
Miejscowość: Czwarte Królestwo

Postprzez FAZIK » 03 Lut 2005, 20:37

Loopa napisał(a):nie widzę sensu dalszego produkowania się. Chyba zabiję głownego bohatera w następnej części. ;(



Jestem PRZECIW!
Pewnie nie tylko ja. Tym akurat zarabiasz sobie wiele plusów :D


ps
Jak widać złamałem nawet akcję "milczenie dla Loopy" :P to coś musi znaczyć!
Life's a game with save and load features disabled.
Awatar użytkownika
FAZIK
Bractwo
 
Posty: 7504
Zdjęcia: 29
Dołączenie: 17 Paź 2004, 15:01
Miejscowość: Koszalin

Postprzez Loopa » 04 Lut 2005, 01:19

Dobra, ale jest jeden warunek. Ci którzy to czytają, mają pisać, co jest dla nich niezrozumiałe, lub które fragmenty są do bani. Bo ja to piszę na bierząco, czytać - siadam i pisze posta. Sam nie wiem co będzie sie działo dalej i generalnie to jest czysta improwiazacja, dlatego potrzebna mi jest opinia na temat tych przygód.

A i tak kiedyś Loopę zabije, to tylko kwestia czasu. HAHAHA - głos narratora odbijał się od wirtualnych ścian forum, poruszając płynące elektrony niczym fala morska bijąca o brzeg.
Nowe zdanie...
Awatar użytkownika
Loopa
 
Posty: 155
Dołączenie: 20 Paź 2004, 13:46
Miejscowość: Czwarte Królestwo

Postprzez juita1 » 04 Lut 2005, 01:25

To samo napisałam pare godzin temu, ale "kochani koledzy" mnie wycięli ;( Żgadzam się z Fazikiem, nie uśmiercaj narazie bohatera. A jeżeli jednak zdecydujesz się na ten czyn ze względu na brak odzewu od Twych braci i sióstr itp osób, to dla mnie masz pisać dalej i przesyłać na maila.
A propos wycięcia m.in. mego komentarza na temat szalonej twórczości LOOpy- serdecznie dziękuję za tak gorące przyjęcie, po prostu szok w trampkach, naprawdę co niektórzy stanęli na wysokości zadania. :nie:

//Post zostal wyciety, z racji tego, ze 10 linijek nie na temat i pisania glupot nijak ma sie do tematu.

//To nie ja. To pewnie Gandalf. Dam mu za to warninga i niech się dzieje, co chce. Goblin.
Awatar użytkownika
juita1
 
Posty: 2
Dołączenie: 02 Lut 2005, 17:09
Miejscowość: Europa

Postprzez Loopa » 04 Lut 2005, 15:09

Cichy szmer oddechu Loopy niósł się przez główną izbę, gdy bezszelestnie otwarła się jedna z okiennic. Ciemny kształt nachylił się do okna i lekko podważył cienkim sztyletem haczyk je zamykający. Delikatnie otworzył jedno skrzydło, a później drugie. Zwinnym susem pokonał przeszkodę i przykląkł w izbie. Rozglądał się przez chwilę, a później zamknął okno, tak aby wyglądało na nie ruszane. Cicho przesunął się do drzwi wejściowych i odciągnął rygiel. Delikatnie odłożył go na ziemię, uważając żeby zetknięcie się z podłożem nie wywołało niepotrzebnego hałasu. Gdy otworzył drzwi, do gospody weszło kilkanaście szczelnie ubranych w czarne płaszcze i chusty postaci, uzbrojonych różnego rodzaju oręż. Nie mówiły nic, jeden z nich wydawał polecenia ruchami rąk, dzieląc swych ludzi na małe grupki i rozstawiając ich na pozycjach. Sam z trzema z nich ruszył w kierunku kuchni, gdy spostrzegł śpiącego chłopaka, wydał jakieś rozkazy, a dwie zamaskowane postacie ruszyły ku pogrążanemu we śnie Loopie.
Loopa śnił o rodzinnej wiosce, o lasach pełnych zwierzyny i rzekach obfitych w ryby. Wtem jego oczom ukazała się matka haftującą dziwny znak na jego najlepszej koszuli, zaciekawiony podszedł. Znak przedstawiał skrzydlaty miecz, wznoszący się ku blaskowi na niebie, było w nim coś co sprawiło, że łzy napłynęły mu do oczu. Matka zręcznie skończyła swoje dzieło i uradowana efektem podała synowi, mówiąc:
- Teraz wiesz kim jesteś, nie mogłam wcześniej ci tego wyjawić, gdyż uważałam że byłeś zbyt młody by to zrozumieć. Widać, myliłam się. Nie myśl o mnie źle, ja pragnęłam cię chronić za wszelką cenę. Jesteś bardzo podobny do swego ojca i dlatego chciałam zachować ciebie przy sobie jak najdłużej. Nataniel obiecał mi się tobą opiekować.
W tym momencie obraz rozmył się, A Loopa poczuł dziwne drżenie kryształu, chowanego w specjalnie wykonanie kieszeni spodni. Przesunął dłoń tak aby dotknąć kamienia. Gdy jego palce zetknęły się z powierzchnią kryształu usłyszał głos, który brzmiał, jakby dobiegał z wielkiej odległości:
- Obudź się, grozi ci niebezpieczeństwo.
Po tych słowach w umyśle Loopy pojawił się obraz głównej sali gospody, do której wczorajszego wieczoru przybył. W izbie panował mrok, lecz to nie było przeszkodą dla jego wzroku. Dostrzegł wiele zamaskowanych postaci. Dwie z nich podążały ku niemu, powoli wyciągając długie sztylety. Widział, że te obrazy są prawdziwe, wierzył głosowi lecz nie wiedział w jaki sposób ma zareagować, co uczynić. Przecież on ciągle śpi, a te postacie są tak blisko.
- Pozwól mi działać, pokażę ci jak kiedyś załatwiało się takie sprawy. – odezwał się Głos.
W tym momencie dziwne światło objęło ciało chłopca, a ten śpiąc dalej błyskawicznie powstał. Jego twarz opadła na ramiona, a usta otwarły się wydając z siebie głośne chrapnięcie. Napastnicy zdębieli, nie wiedzieli co robić. Wydający rozkazy cicho przemówił:
- Ubić, tylko cicho.
Dwie postacie zwinnie doskoczyły do stojącego Loopy. Napastnik z prawej wykonał szybki sztych celując w szyję, lecz ciało Loopy zareagowało błyskawicznie, ugięło się niczym młoda gałązka wierzby. Ten z lewej ciął długim ruchem powietrze, chciał przeorać klatkę Loopy, lecz jego ciało znów odskoczyło zwinnie nie wydając, żadnego dźwięku. Z tyłu za walką Dowódca wydał kolejny rozkaz, a dwóch zamaskowanych wyciągnęło ręczne kuszę i wycelowało w opętanego lunatyka.
- Wracać, coś jest nie tak. Przynitujemy tego jegomościa. - Powiedział dowódca, jednocześnie rękoma wydając polecenia innym.
Na piętro wpadły dwie grupy napastników, ustawili się przy drzwiach, należących do kupca i mocnym uderzeniem wyłamali je z zawiasów. Kusznicy na dole oddali strzały, w tym samym momencie, kusze drgnęły niewiadomo czemu i dwaj zamaskowani padli na ziemię. Coś przemknęło pomiędzy napastnikami, jakiś cień wił się pomiędzy nimi wielce rozbawiony zastałą sytuacją. Na piętrze rozszalała się walka z pokoi obok wyskoczyli pół nadzy ochroniarze. Dwóch pierwszych padło od ciosów zadanych zakrzywionymi mieczami. Wrzaski obiegły gospodę.
Loopa przebudził się, stał w izbie, w której szalała walka. Przed nim leżały dwa ciała przebite bełtami. Wiedział co się wydarzyło, kryształ pokazywał mu wszystko we śnie. Loopa chwycił leżący sztylet i ruszył ku kusznikom. Ci drżącymi rękoma próbowali załadować kusze ponownie. nie zauważyli jego poruszenia. Jednak ktoś jeszcze zauważył ruch Loopy. Ciemna postać skoczyła naprzeciw mu, jednocześnie zadając lekki cios w ramię. Loopa ledwo odskoczył, lecz wpadł na ławę stojącą obok. Postać napierała, kolejny cios odbił się od stołu, Loopa upadł na ziemię, czuł, że zaraz może skończyć się jego życie. Napastnik jednym krokiem przybliżył się ku niemu i ciął w szyję. Loopa obserwował ostrze miecza, przecinające dźwięcznie powietrze. Czas jakby zwolnił, Głos znowu przyszedł:
- Człowieku, muszę cię jeszcze wiele nauczyć, a szermierka będzie pierwszą z nich. Teraz patrz uważnie, bo niedługo będziesz musiał tłumaczyć się w jaki sposób pokonałeś trzech napastników i zacznij wymyślać okoliczności śmierci tych dwóch z bełtami w szyjach.
W tym momencie miecz napastnika stanął, jakby uderzył w głaz, chociaż nic poza powietrzem nie był w tym miejscu. Dłoń puściła oręż, nie spodziewając się takiego wstrząsu. Miecz ożył i obrócił się przeciwko swemu panu. Wykonał ruch z prędkością uniemożliwiająca uniknięcie ciosu, drab padł nie wiedząc co się spało. Jego oczy promieniowały zdziwieniem i powątpiewaniem w ostanie wydarzenia, lecz krew cieknącą z potężnej rany szybko zabrała z nich życie. Kusznicy widząc co się stało rzucili kusze, chcieli uciec, lecz ich ciała poruszały się wolno, a miecz wręcz przeciwnie pruł powietrze z szybkością ruchu skrzydeł kolibra. Szybko legli na ziemi, a ich krew zalała podłogę, tworząc krwawy wzór. Miecz lekko podleciał do Loopy i wskoczył w jego dłoń. Głos powiedział:
- No to teraz leć na górę i pomachaj trochę. Pozory trzeba zachować.
Loopa nie czekał dłużej, przebiegł obok ściany dzielącej izbę na dwie części i skierował się ku schodom. Na nich trwała walka. Ochroniarze zepchnęli napastników z piętra przypłacając to wielkimi stratami. Czterech z nich leżało na ziemi, trzech kolejnych walczyło, lecz byli ciężko ranni. Atakujący też ponieśli straty, lecz czuli, że niedługo ponownie wedrą się na piętro i wypełnią swe zadanie. Loopa spostrzegł kusznika napinającego kuszę, podbiegł i ciął nieświadomego draba, ten trafiony celnie w głowę, opadł na ziemię bez czucia. Podbudowany swym zwycięstwem Loopa znalazł kolejnego przeciwnika, była nim szczupła postać niedużego wzrostu. Kurdupel szybko zwrócił się ku niemu i natarł, krzycząc jakieś słowa w języku, którego nie znał. Głos przemówił:
- Ten zaraz, zacznie uciekać. Krzyknął do reszty, żeby zrobili to samo.
Zgodnie z tym co mówił kryształ kurdupel machnął mieczem w powietrzu atakując na oślep i ruszył biegiem do drzwi. Reszta, a było ich czterech nie zastanawiając się długo ruszyła w jego ślady .Mijając Loopę machali mieczami, bardziej dla pozorów, niż dla prawdziwej walki. Na piętrze, jeden z ochroniarzy osunął się na podłogę. Kupiec wyszedł z pokoju, miał szramę na policzku i poszarpane ubranie. Pozostali przy życiu ochroniarze zeszli na dół, z uznaniem patrząc na Loopę i jego wyczyn, tzn. leżące ciała w drugiej części izby. Po chwili otworzyły się drzwi od kuchni, a w nich stanął gospodarz z wielką pałką w dłoniach. Widząc gości podszedł do nich.
- Posłałem syna po pomoc, zaraz z wioski zejdą się mężczyźni i zostaną, aż do czasu przybycia straży. Znachor też zaraz będzie. Trzeba zająć się rannymi.
Jeden z ochroniarzy podziękował gospodarzowi i wrócił na górę. Zajmował się rannymi do czasu przybycia starszego mężczyzny w długiej tunice. Znachor miał na nogach nocne papucie, które całkowicie teraz przemoczone kleiły się do jego stóp. Szybko określił stan rannych i kazał przenieść ich na łóżka. Posłał po ciepłą i zimną wodę, a także kazał podrzeć czyste obrusy i prześcieradła na długie kawałki. Zaczął od ran ciężkich grożących zejściem rannego, szybko ruszał rękoma czyszcząc rany i łatając je jak by to były dziury w skarpetach. Z przyniesionych szmat wykonał proste opatrunki, posypując wcześniej oczyszczone rany, dziwnym proszkiem. Rany po zetknięciu ze specyfikiem lekko się zaczerwieniały i jakby pokryły pianą. Na dole drzwi otwarły się głośno i do gospody wpadło około dziesięciu silnych mężczyzn z wioski, uzbrojonych w pałki, widły, a co poniektórzy w miecze. Rozstawieni zostali w środku i na zewnątrz budynku. Mieli pełnić wartę do przybycia straży.
Loopa przyjrzał się broni, którą trzymał w dłoni, był to prosty niedługi obosieczny miecz. Miał kilka szczerb, lecz prezentował się całkiem okazale, z powodu kunsztownego wykonania rękojeści, głowicy i jelca, który był lekko zakrzywiony do wewnątrz. Loopa czuł ciągle podniecenie po walce, lecz stopniowo ono mijało. Zastępowało je zmęczenie, które dość szybko spowodowało, że zaczął słaniać się na nogach. Gospodarz podszedł do niego i przyjrzał się mu z niepokojem.
- Jesteś ranny?
- Nie tylko zmęczony.
- Chodź zaprowadzę cię do mojej izby, ja dzisiaj już spać nie będę a tobie odpoczynek się przyda. Muszę ci podziękować, że pomogłeś w walce. Nawet nie chcę myśleć, co by się stało, jeżeli on by tu zginął.
- Dlaczego ten kupiec jest taki ważny?
- On jest dalekim kuzynem naszego barona, pochodzi z nieprawego łoża. Jego ojciec zajął się jego wykształceniem i zadbał o to, aby żył godnie. On sam postanowił zająć się handlem. Tyle ludzie mówią, więcej nie wiem, ale gniew barona jest dobrze znany tym ziemią. Nie chciałbym ryzykować spotkania z nim gdyby kupiec zginął.
- Rozumiem.
Gdy doszli do komnat gospodarza, ten pokazał mu pokój z łóżkiem i nakazał odpocząć, sam wyszedł. Loopa rozebrał się i położył się na miękkim posłaniu, przykrył kocem. Teraz dopiero przyjrzał się temu pokojowi. Był surowy i czysty, widać, że nikt z niego dawno nie korzystał. Na ścianie wisiał nagi miecz, zaczepiony o wystające kołki ze ściany. Oprócz łóżka w pokoju stała komoda, a na ziemi leżała skóra z niedźwiedzia. Zastanawiał się do kogo należy ten pokój. Rękę wsunął do kieszeni i dotknął kryształu, poczuł ciepło bijące z niego, które zaczęło rozlewać się po jego ciele. Nie wiedział kiedy zasnął.
Nowe zdanie...
Awatar użytkownika
Loopa
 
Posty: 155
Dołączenie: 20 Paź 2004, 13:46
Miejscowość: Czwarte Królestwo

Postprzez Loopa » 06 Lut 2005, 00:06

Mam pytanie do czytających moją hostorię. Czy użycie "anioła", "Lucyfera" i wplątanie w tą opowieść religii katolickiej nie przeszkadza wam, tzn. chodzi mi czy to wogóle pasuje do tekstu? Sam się zastanawiam, czy pomysł ten jest trafiony, ponieważ natrafiam na problemy z zastosowaniem akurat wiary katolickiej w przygodzie.
Czy ktokolwiek z was zadał sobie pytanie, skąd wziął się Bóg w tym opowiadaniu i czy istnieją inne wiary. Czy Bóg jest jedyną prawdą i niepodważalny w swej mądrości? Czy istnieją siły porównywalne z jego mocą? Czy jest przeciwieństwo Boga i czy naprawdę nazywa się ono Lucyfer? Czy zamało uwagi poświęcam opisom postaci, czy możecie odróznić ich charakter, czy są jedynie pustymi nosicielami mojej woli?
Proszę o jakąkolwiek odpowiedź, ponieważ wasza cisza mnie deprymuje i całkowicie odbiera zapał do pisania kolejnych części. Muszę po was pojechać teraz ponieważ moja dziewczyna, która nie jest wielką wielbicielką fantasy jest jedyną osobą, która odpowiada na moje pytania i daje wskazówki lub wytyka błędy. Spodziwałem sie jakiejkolwiek odpowiedzi, lecz niczego nie otrzymałem poza wypowiedzią Fazika, która zmusiała mnie do napisania kolejnej części, która miała być ostanią, lecz nią nie została.
Wiecie co, ja tak mogę naprawdę długo, więc jeżęli chcecie, aby forum chodzi szybko to lepiej odpowiedzcie. Jeżeli tego nie zrobicie to zasypię was kolejnymi wytworami mojej chorej wyobrażni, które przytłoczą forum swą obiętością i wielkością (chodzi mi o kb, a w przyszłość MB). Dlatego proszę was i zarazem zmuszam do wykonania minimalnej pracy jaką jest kliknięcie przycisku odpowiedź i napisanie kilku zdań oceniających te gryzmołu, bądź odpowiedzi na powyższe pytania.

Cholera by was wzięła niegodziwcy. Spodziewałem się ignorowania moich postów, ale myślałem o tych głupich!!!
NIE LUBIĘ WAS

Dodano
OK, cisza mówi wszystko. Ja już nic tutaj nie będę pisał. Bye Bye
Nowe zdanie...
Awatar użytkownika
Loopa
 
Posty: 155
Dołączenie: 20 Paź 2004, 13:46
Miejscowość: Czwarte Królestwo

Postprzez zajonc » 09 Lut 2005, 01:18

Panek, ale tys sie poetycki i w ogole tffurczy zrobil;).
Awatar użytkownika
zajonc
Kompani
 
Posty: 197
Dołączenie: 07 Lut 2005, 01:11
Miejscowość: z K.K.R.

Postprzez Gandalf » 09 Lut 2005, 01:21

Dobrze, ze jestes Zajoncu, a moze Ty bys przedstawil ta swoja tworczosc ?? Bo, ze cos pisales to wiem. I nawet czesc mam. Ale bez wiedzy autora nie zamieszcze.
The Madness is out there!
Awatar użytkownika
Gandalf
Bractwo
 
Posty: 7763
Artykuły: 2
Zdjęcia: 196
Dołączenie: 14 Paź 2004, 18:37
Miejscowość: A kto pyta?

Postprzez Allemea » 11 Lut 2005, 23:11

Loopa :) bardzo mi sie to twoje dzielo podoba.
Fajne jest to ze jest pozbawiano takiej hmmm swietosci, za to jest magiczne. Swietnie ze na razie nie ma tu jakis utartych stereotypow Boga i Szatana. Takie troche inne spojrzenie.
Wydaje mi sie ze opisow jest akurat. Bez sensu zebys poswiecal czas na postacie ktore tylko sie przemykaja. Moze powinienes poswiecic wiecej czasu Aniolowi :)
No i teraz zaczal przemawiac krysztal. Mysle ze nie zaszkodziloby jakbys do tego dodal troche humoru. Okazja jest, bo rozmowy Loopy z Krysztalem moga sie okazac naprawde fajne :) Najlepszy przyjaciel :)
Ogolnie jako takich zastrzezen nie mam. Na razie to sie sytuacja dopiero rozkreca. Pisz dalej to wtedy sie zobaczy.
I olej ze sie nikt nie odzywa i zasypuj to forum swoja tworczoscia :D

PS. Jesli ktos mi usunie tego posta to ostrzegam ze przeprowadze mord, z atrakcjami w postaci wymyslnych tortur by Allemea. Chora jestem i sie nameczylam zeby sklecic te kilka zdan, wiec ostrzegam... zeby potem nie bylo.
ImageIn The Land Of Mordor Where The Shadows Lie
Image
Uroboros. Coś się kończy, coś zaczyna...
Awatar użytkownika
Allemea
Przyjaciele
 
Posty: 183
Dołączenie: 15 Paź 2004, 20:52
Miejscowość: Ithilien

PoprzedniaNastępna

Powróć do Karczma

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 2 gości