Opowieści z krypty
Wysłany: 01 Gru 2004, 22:07
Otóż właśnie wpadłem, pisząc historię Gandalfa, na pomysł by nasze wspomnienia dotyczące ogólnie bractwa i imprez w jakich uczestniczyliśmy zamieszczać tutaj na forum. Każdy na pewno ma nie jedną taką historię, którą mógłby się z nami podzielić. Niektóre przeżyte wspólnie, mogą być inaczej zapamiętane, dlatego piszcie by młodym i nowym pokazać piękno imprez i uświadomić może przy okazji, że to nie są tylko walki.
Zacznę może od Grunwaldu 2002
Byłem wtedy po jedynej (wówczas) słusznej stronie w szeregach, mianowicie artylerii zakonnej, obsługując nasze małe, ale jakże wystrzałowe bombardy. Bitwa, którą po raz pierwszy oglądałem na żywe oczy i to z tak bliska, była wspaniała a i pogoda wtedy dopisała. Czułem się jak w siódmym niebie i już planowałem, jak to będzie za te kilka lat, gdy i ja wyjdę w zbrojnych szeregach jednej ze stron. Lecz jak wszystko tak i ta inscenizacja końca dobiec musiała i choć koniec to był występu, to pracy jeszcze było co nie miara. Trzeba było poczekać przy sprzęcie na transport do obozu, a tłumy widzów pole całe zalały, że ciężko oddech było złapać.
Jak każdy chyba wie, wiele chorągwi u stóp (martwego) Wielkiego Mistrza złożono. Jako, że sama inscenizacja obejmuje tylko te najważniejsze, to są podczas samego ceremoniału obecne również tak zwane chorągwie inscenizacyjne
i jak to zwykle bywa w tym całym zamieszaniu zapomniano o nich, zostawiając jednego człowieka by je pilnował. I tak natknąłem się na niego, a jako że ludzi w potrzebie zostawiać nie należy, to towarzystwa mu w tym skwarze postanowiłem dotrzymać, a i znajomi też się dołączyli.
Wpierw przed żarem z nieba spadającym przenieśliśmy zgubę pod namiot na polu się znajdujący i reprezentujący obóz polski, gdzie dla naszej pociechy i ulgi woda pitna składowana była (niestety mineralna gazowana) i tak przez czas długi czekaliśmy tam, by ktoś przyszedł po te chorągwie, a że wtedy jeszcze wiedza nasza ograniczona była, to pojęcia nie mieliśmy, iż te chorągwie są niczyje, znaczy się do organizatorów należące.
Nam jednakże się wydawało, ze są one indywidualne. No i jako młodziki jeszcze, a piwa bardzo spragnieni, mało po rycersku spojrzeliśmy na sprawę przeliczając owe chorągwie na browary jakie za ich wykup właściciele będą nam dawać.
Nasze ciężkie kalkulacje w pocie czoła robione taki wigor nam dały, ze postanowiliśmy już dłużej nie czekać, do obozu zdobycz zabrać i wieść ogłosić, że zgubę u nas szukać należy i za sowitą zapłatą odzyskać można.
I tak po czasie jakimś zgłosili się do nas mężowie wielcy i faktycznie ich prywatny sztandar mieliśmy, lecz nie chcieli oni słyszeć nic o zapłacie za trudy nasze poniesione i barki po długim marszu obolałe jaki i gardła spragnione i do obozu swego pośpiesznie wróciwszy, przyodziewać się ponownie do boju zaczęli.
Jako, że w dniach owych tylko dwóch zbrojnych posiadaliśmy strach w szeregi nasze się wkradł lecz bronić swego gotowi byliśmy. Po negocjacjach jednakże zgubę zwróciliśmy, nic w zamian nie biorąc.
W końcu zostało nam tego jeszcze mnóstwo i tylko czekaliśmy na następnych. Godziny mijały a nikt się nie zgłaszał. Morale nasze podupadać zaczęło i zwątpienie targać umysły nie przestawało i tak pod koniec dnia organizatorzy przybyli do nas z wieścią, iż dziękują nam za przechowanie tych chorągwi inscenizacyjnych i proszą o ich złożenie w wyznaczonym miejscu. I tak rzeki piwem i miodem płynące, przemknęły nam przed nosami i tylko smakiem obejść się musieliśmy.
Jednakże uczta jaka wieczorem nastała, szybko trud i zmęczenie minionego dnia z nas starła i do późnej nocy świętowaliśmy
Mroczny PAnek może i coś zapomniał, ale z grubsza jest dobrze
Zacznę może od Grunwaldu 2002
Byłem wtedy po jedynej (wówczas) słusznej stronie w szeregach, mianowicie artylerii zakonnej, obsługując nasze małe, ale jakże wystrzałowe bombardy. Bitwa, którą po raz pierwszy oglądałem na żywe oczy i to z tak bliska, była wspaniała a i pogoda wtedy dopisała. Czułem się jak w siódmym niebie i już planowałem, jak to będzie za te kilka lat, gdy i ja wyjdę w zbrojnych szeregach jednej ze stron. Lecz jak wszystko tak i ta inscenizacja końca dobiec musiała i choć koniec to był występu, to pracy jeszcze było co nie miara. Trzeba było poczekać przy sprzęcie na transport do obozu, a tłumy widzów pole całe zalały, że ciężko oddech było złapać.
Jak każdy chyba wie, wiele chorągwi u stóp (martwego) Wielkiego Mistrza złożono. Jako, że sama inscenizacja obejmuje tylko te najważniejsze, to są podczas samego ceremoniału obecne również tak zwane chorągwie inscenizacyjne
i jak to zwykle bywa w tym całym zamieszaniu zapomniano o nich, zostawiając jednego człowieka by je pilnował. I tak natknąłem się na niego, a jako że ludzi w potrzebie zostawiać nie należy, to towarzystwa mu w tym skwarze postanowiłem dotrzymać, a i znajomi też się dołączyli.
Wpierw przed żarem z nieba spadającym przenieśliśmy zgubę pod namiot na polu się znajdujący i reprezentujący obóz polski, gdzie dla naszej pociechy i ulgi woda pitna składowana była (niestety mineralna gazowana) i tak przez czas długi czekaliśmy tam, by ktoś przyszedł po te chorągwie, a że wtedy jeszcze wiedza nasza ograniczona była, to pojęcia nie mieliśmy, iż te chorągwie są niczyje, znaczy się do organizatorów należące.
Nam jednakże się wydawało, ze są one indywidualne. No i jako młodziki jeszcze, a piwa bardzo spragnieni, mało po rycersku spojrzeliśmy na sprawę przeliczając owe chorągwie na browary jakie za ich wykup właściciele będą nam dawać.
Nasze ciężkie kalkulacje w pocie czoła robione taki wigor nam dały, ze postanowiliśmy już dłużej nie czekać, do obozu zdobycz zabrać i wieść ogłosić, że zgubę u nas szukać należy i za sowitą zapłatą odzyskać można.
I tak po czasie jakimś zgłosili się do nas mężowie wielcy i faktycznie ich prywatny sztandar mieliśmy, lecz nie chcieli oni słyszeć nic o zapłacie za trudy nasze poniesione i barki po długim marszu obolałe jaki i gardła spragnione i do obozu swego pośpiesznie wróciwszy, przyodziewać się ponownie do boju zaczęli.
Jako, że w dniach owych tylko dwóch zbrojnych posiadaliśmy strach w szeregi nasze się wkradł lecz bronić swego gotowi byliśmy. Po negocjacjach jednakże zgubę zwróciliśmy, nic w zamian nie biorąc.
W końcu zostało nam tego jeszcze mnóstwo i tylko czekaliśmy na następnych. Godziny mijały a nikt się nie zgłaszał. Morale nasze podupadać zaczęło i zwątpienie targać umysły nie przestawało i tak pod koniec dnia organizatorzy przybyli do nas z wieścią, iż dziękują nam za przechowanie tych chorągwi inscenizacyjnych i proszą o ich złożenie w wyznaczonym miejscu. I tak rzeki piwem i miodem płynące, przemknęły nam przed nosami i tylko smakiem obejść się musieliśmy.
Jednakże uczta jaka wieczorem nastała, szybko trud i zmęczenie minionego dnia z nas starła i do późnej nocy świętowaliśmy
Mroczny PAnek może i coś zapomniał, ale z grubsza jest dobrze