A nieznajoma? Wciąż siedziała w mrocznym zakątku. Możliwe, iż przysnęło się jej. Jakby w półśnie oglądała setny raz pożółkły zwój pergaminu i czytała doskonale znane słowa. Utwierdzała się, że wykonała z należytą skrupulatnością swoje zadanie.
- Ależ która to już godzina

hm..
W karczmie było już prawie pusto, ale jeszcze kilku 'klientów' zalegało na stołach przy niedopałkach świec. Podeszła do jednego z nich.
- Przepraszam, orientujesz się może, gdzie można wynająć jakąś izbę??
Krasnolud spojrzał sennym i nader zachmielonym wzrokiem na nieznajomą. Wybełkotał parę niezrozumiałych słów, ale coż począć. Była w kropce. Jej twarz przybrała wyraz zrezygnowania.

Ale pocieszała się ( o ile taka istota może wyrażać jakieś emocje ) myślą, że On napewno się zjawi..obiecał.
Śnieg sypał dalej, ale oczywiscie jak już zauważyli mieszkańcy miasteczka. Mimo, iż gospoda znajduje się na uboczu, pod piękną puszczą, to nie trudno, nie zauważyć wśród zieleni tej połaci śniegu powstałej wciągu kliku godzin. Teraz już nie było istoty, która by tego nie zauważyła.
Nieznajoma zdawała sobie sprawę z tego, iż trudno będzie jej pozostać incognito. Zdążyła się do tego przyzwyczaić. Męczyło ją to okrutnie. Uwielbiała przemierzać krainy, oddawać się pasji podróżowania..ale ten śnieg zawsze był z nią. Jej to nie przeszkadzało. Kochała zimę, śnieg, mróz.
Wyszła z gospody i udała się do miasteczka. Intersująca topografia terenu i dziwne zabudowania pochłaniały aktualnie jej uwagę. Naprawdę jej się tu podobało. I ten las wokoło. Tak. Zdecydowanie magiczne miejsce. Afirmacja życia tych istot, ich codzienne frasunki. Uwielbia się im przyglądać. Ale właśiwie jaką nazwę ma to miejsce? - Nieweidziała, ale jej ciekawość szybko została zaspokojona. Oto rosły człowiek z nietęgą miną ukazał się jej oczom.
- Mości panie, przepraszam, iż przerywam Ci pracę, ale czymógłbyś powiedzieć mi jak zwą to miasto?
- No ba, Jeno se przypomne jak to Arkadas, tam napisał...
Na twarzy męższczyzny widać było, iż nie często, któs się go o coś pyta. Nieznajoma znów uśmiechnęła się blado. Coraz częściej jej się to zdarzało. Tymczasem jej rozmówca, rozjaśnił swe lico. I z dumą oświadczył.
- Droga pani, nasze miasto zwane jest Lanrete Rion*..Jak już wspominałem, to przez Arkadasa, który ma jak widać coś z oczami i napisał pierwotnią nazwę wspak.. i tak oto zawdzięczamu mu to dość orginalne miano naszej osady. Chcieliśmy to zmienić, ale to za dużo papierkowej roboty, sama pani rozumie są inne ważniejsze sprawy od głupiej, drewnianej tabliczki, pozatym Arkadas upiera się, że tak miało być.
- Dziękuję, Ci. Nie przeszkadzam więc. Adieu.
-yyy...Tak..Do widzenia.
Udała się dalej. Jej rozmówca stał przez chwilę osłupiały, gdy spostrzegł, że przysypało go śniegiem. Jego postać nabrała komicznego wyrazu. Biedak stał sparaliżowany, czy to strachem, czy samym 'śniegowym faktem' i z wielkim wysiłkiem analizował zaistniałą sytuację. Ona tymczasem niewzruszona (bo jakoż by mogła) powędrowała dalej uliczkami Lanrete Rion.
Zapach brzoskwiniowego sorbetu unosił się w powietrzu. Skąd przybywał? Musiała się tego dowiedzieć. Podążyła jego tropem. Na drugim koncu mieściny ujrzała dziwny zakładzik specjalizujący się w wytwarzaniu różnego rodzaju trunków, popitek, napoi, etc. Właścicielem okazał się być stary, zżółkły krogulec imieniem Fogg. Nie dziwiło to nieznajomej. Widziała już chyba wszystkie stworzenia świata. Zbiżyła się do istoty.
- Witam, czy można zakupić szklaneczkę brzoskwiniowego sorbetu
Starzec odpowiedział zachrypiałym skrzekiem:
- Ależ oczywiście droga pani. - Podając szklankę, czy raczej coś w jej rodzaju - 3 srebne nazgulo-dukaty się należą.
Podała 3 lilithy nie zwracając uwagi na nazwę waluty. Zdziwienie wdarło się na chropowatą i pomarczoną twarz Fogg'a.
- ykym.. mówiłem 3 srebrne nazgulo-dukaty, a to co mi Waść podała w niczym ich nie przypomina..
- Czy to ma oznaczać, że ich nie przyjmiesz? To międzyświatowa waluta. Lilithy..przecież to diamentowe złoto..zapewne więcej warte od tych..jak to nazwałeś Panie..zugulo..
- Nazgulo-dukaty..srebrne bądź złote.. - jego oblicze wyrażało zdziwienie
- Ah..tak..bien, bien..a mogłbyś mi pokazać jednego gulgulo..
Starzec wyciągnął z sakiewki srebrną monete i podał jej z dozą irytacji.
- mhym.. les sentiers secrets crepusculle.. - wyszeptała.
Następnie oddała Fogg'owi 4 srebrne nazgulo-dukaty. Uśmiechnęła się blado i wyszła zostawiając biednego krogulca z czterema monetami w łapie.
Wprawdzie jej celem nie był brzoskwiniowy sorbet, ale chwila słabości i pokusa, której uległa nie zmieniłyby faktu, że nie znalazła kwatery na kolejną noc, dzień...czy tydzień. Nie wiedziała bowiem ile może na Niego czekać. Postanowiła zatem, że wróci do gospody ''Pod ponętnym Nazgulem''. Nie było innego wyjścia, a sorbet był wyśmienity i osłodził jej drogę.
Usiadła znów w najmroczniejszym zakątku karczmy i pogrążyła się w rozmyśleniach kurczowo trzymając pożółkły pergamin w bladej dłoni.
-------
* Lanrete Rion [ lanręte rią ] - w orginale miało to być Eternal Noir [eternal nuła], ale Arkadas spartolił spawę i jest jak jest..
And there you were taking flowers from my grave..