*Gospoda pod ponętnym Nazgulem*

Piszta o czym chceta, jednak miej baczenie czy nie trafniejszy byłby inny dział.

Postprzez PodróżniczkaAyhra » 10 Maj 2005, 20:50

Nagle , z wielkim pędem wpała Dragon Kallisto na swoim czarnym rumaku. Jednocześnie uszczęśliwoina i strapiona. Z wielkim pędem wpała do karczmy.
-Cóże się stało, Drago Kallisto? -zapytał Fazik.
-mleka z pianką na dwwa palce- wydyszała.
-Ale co się stało?- zapytał jeden z gości
-Orki... nadchoddzą.... będą...tu...za...dwa...dni. Idą ... od... zachodu- mówiąc to piła mleko.
-Faaaaaaaaaaaajnie.- powiedział gandalf niepocieszony- to będzie M A S A K R A.- dodał literując dokładnie słowo "masakra".
-Dwa dni? D..d...dd..dwww...dwwa... d.dd.n....dni?! -zająkała się Allemea
-O! A ty tu jeszcze?!- wykrzyknął zdziwiony Gandalf. Wszyscy zebrali się przy Dragon Kallisto.
-Skąd idą?
-Jaka pewność, że dwa dni drogi stąd?
-Ilu ich jest?
-Jak szybko idą?
-Jaki rodzaj?
-Jak mocno uzbrojeni?
-Pod czyim dowódzctwem?
Takimi pytaniami zadręczali Kallisto. Odpowiadała na wszystkie.
-To Urk'hai Duzi? Z Morlock'u (coś a'la Mordor)? ludzkim tempem? Uzbrojeni w miecze i kusze? Pod Białą Dłonią?! - wykrzykiwał krasnolud. Jego oczy lśniły na wieść o walce.
-Ayhra będzie jutro. -powiedziała z dumą Kallisto- Razem z Marą.- dodała z jeszcze większą powagą.
-E... fajnie. Szkoda tylko, że nie wiemy, kim jest Mara i Ayhra.- wyrzucił Gadalf.
-Ta w czarnym płaszczu to Ayhra, a ta MAra to... sami się z resztą przekonacie! :D -dodała z uśmiechem tajemniczości.
-Nom, trzeba zbierać ludzi. Kallisto, przez co szli?- zapytał Fazik
-Przez ciemną Dolinę i mają jeszcze Niskie Góry. To jakieś dwa dni.
Tak wię zaczęto zbierać ludzi. NA drugi dzień przyjechała ta sama czarna postać z kapturem na głowie.
-Gdzie masz Marę?- zapytała Kallisto- Gdzie ją zgubiłaś?
-Pojechała przez Przełęcz i Dolinę do tamtejszej wioski. Coś im kazało zmienić kierunek i drogę. Jak się pospieszymy to dotrzemy tam o świcie, bo jakoś kilka osób mnie zirytowało - tu spojżała na Gandalfa. MOżna to było prześledzić, ponieważ odwróciła głowę w jego stronę. Jej twarz cały czas okrywał kaptur.
-No to jedziemy! - zakrzyknęła Kallisto, pobiegła po konia i wykrzyknęła na porzegnanie:- Adios, do zobaczenia po bitwie!- oraz do Ayhry- Skrótem, ty go znasz, przez Las Elfów!
Odwróciły się i pojechały, aż kurz poleciał spod kopyt...
...Karate ni sente nashi...- karate nigdy nie atakuje pierwsze
Awatar użytkownika
PodróżniczkaAyhra
 
Posty: 107
Dołączenie: 27 Lut 2005, 15:04
Miejscowość: ciągle w podróży

Postprzez Mara » 11 Maj 2005, 19:50

Dragon Kalisto i Podróżniczka Ayhra tak popędzały swe rumaki, że nawet nie zauważyły jak przemierzyły połowę drogi do Lasu Elfów. Na niedużej polanie zrobiły krótki postój w celu napojenia koni i ruszyły w dalszy wyścig z czasem. Musiały się śpieszyć, ponieważ wiedziały, że każda minuta jest na wagę złota.
Los im sprzyjał. Droga wiodła przez zacienione leśne trakty. Konie były silne i wypoczęte, dzięki czemu bez trudu pędziły na przód.
Kiedy zbliżały się do Lasu Elfów wyczuły obecność kilku strażników. Ci jednak nie podnieśli alarmu (dobrze znali te dwie postacie, w końcu nie raz już przyszło im stanąć ramie w ramie na polu walki). Gdy dotarły do środka osady Kalisto na cały głos zawołała:
-Aerian !! Gdzie jesteś !! Wychodź stary druhu !!
Wtem jak z pod ziemi stanął za nimi i rzekł:
-Witajcie!! O dzisiaj tylko dwie ?? – z lekkim zdziwieniem w głosie stwierdził fakt – Co was do mnie sprowadza ??
-Nie ma chwili do stracenia . Wsiadaj na swego wierzchowca i ruszamy. Szczegóły wyjaśnimy Ci po drodze – odparła Kall.
Ayhra w tym czasie zatroszczyła się o zapasy żywności i wody (wszak nie wiedziały jak długo będzie trwało rozprawienie się z przeciwnikiem a na głodnego dużo nie zdziałają). Poprosiła także starszą Elfkę Ereę o kilka niezbędnych ziół (wszak bez hibiskusa nie ma prawdziwej walki) :>
-Skoro to sprawa nie cierpiąca zwłoki – zgoda!! Pozwólcie tylko, że wezmę mego wiernego przyjaciela (łuk), bo czuje, że będzie potrzebny.
-Bierz, tylko szybko!!
Awatar użytkownika
Mara
 
Posty: 739
Dołączenie: 13 Kwi 2005, 13:17
Miejscowość: Koszalin

Postprzez PodróżniczkaAyhra » 11 Maj 2005, 20:45

I tak pędem wyruszyli w trójkę w stronę wioski. Droga była corazto węższa i corazto więcej konarów wystawało z ziemi.
-Ayhra, a ty co taka zakapturzona?- zapytał Aerian.- Coś ci jest?
-Nie, dzięki za troskę. -odpowieddziała Ayhra.- To nic.
I rozmowa się urwała,,bo wypadli już z lasu.
-Co to kujde jest!- zawołała Kall.
-Eee... orki?- zapytała Ayhra.
-No wiem przecież, że to orki, ale skąd ich tyle?
-Ja nie wiem. Aerian, masz może przypadkiem tę mieszankę wybuchową?- zapytała Ayhra
-mieszanki.
-Dużo, do wysadzenia ... Ayhra o czym ty myślisz?- zapytał zdziwiony i popartzył na Ayhrę. Akurat spadł jej kaptur. Jej twarz była blada, oczywyrażniejsze niźli zwykle, a uszy zrobiły się czerwone od wysiłku. Dziewczyna miała minę bardzo dziwną, ponieważ nigdy jej takiej nie widział. Była to mina cfaniaka chcącego wykorzystać coś do niecnych celów.
-O tak, Aerian'ie, wiesz o czym myślę- powiedziała z satysfakcją w głosie.
-Eee... tylko ja nie jestem w temacie. -odparła po krótce Kalltisto.
-Hie hie hie... No to gdzie Aerian?- zapytała dziewczyna- może w tym kanionie, porozsypujemy troszkę i powybijamy. Akurat starczy na 9/10 armii. Zwostanie nam wtedy ... jakieś 2450 orków. Co wytępi się w szybkim tempie.
-Ayhra! Od kiedy ty taka...
-Okropna? Oj Kallisto, Kallisto, ja zawsze przecie byłam nieobliczalna, A Gandalf z resztą zjawią się tu pewnie za jakieś... 9 dodzin. Dopiero co wyjechali.
-A skąd ty to wiesz? Jasnowidzka z ciebie, czy co?
-Nie, intuicja kobieca. Dobrz. Jedziemy do kanionu, rozsypujemy Mieszankę Wybuchową, i czekamy na orków i naszych. Wioska się dołączy.
-Heh, Ayhra, coraz bardziej mnie zadziwiasz.- odrzekła Kallisto.
-Tak, tak... Cicha woda brzegi rwie..- odparł na to Aerian, lecz tylko Ayhra go usłyszała, bo Kallisto już pognała konia.

Tymczasem w wiosce, do której zdanżano przygotowywano się do odparcia ataków. Choć mury były solidne to stare i nigdy nic nie było wiadaomo. Mara kierowała przacami i uzbrajaniem. Było czuć powiew wojny.

W tym samym czasie w Gospodzie wrzało. Czy jechać, czy może nie. Po kilkunastu głosowaniach (demokratycznych rzecz jasna) zdecydowano na wyjazd. Wszyscy spakowani wsiedli na rumaki i zaczęłi mknąć przez Przełęcz, a później przez Czarny Las, będący uwolnionycm od Elfów. Znając ich mętalność to w Lesie Elfów zatrzymaliby ich, a och chcąc umiknąć starty czasu zadłożyli drogi.

W Kanionie tymczasem Kallisto, Aerian i Ayhra przygotowywali się do bitwy. Rozsypali pełno Mieszanki Wybuchowej i odeszli.
-Wiecie co? Brakuje mi czegoś.- stwierdziła po jakimś czasie Ayhra.
-No właśnie, chyba zapomnieliśmy czegoś dodać.- dodała Kallisto.
-Eh... no tak! HIBISKUS! Żeby lepszy był skutek!- wygłosił Aerian i wszycy zerwali sie na równe nogi. Ayhra wyciągnęła Worek z hibiskusem i powiedziała:
-Nie zostanie wiele dla nas. Ale tródno.- i rzuciła ppierwszą gaść. Orkowie byli już kilka godzin od miejsca, gdzie przebywali.
Nagle Aerian usłyszał tenten kopyt.
-Przyjechali! Na reszcie!- wykrzyknęła Ayhra. - Jak miło... pomogą nam rozsiewać hibiskus...
Po chwili zjawili się na rumakach: Gandalf, Loopa, Gorax, Allemea, Mea, Fazk i za nimi cała reszta mieszkańców wioski.
-No dbra, to do roboty.- powiedziała Kallisto po objaśnieniu planu. Wszyscy rozstawili się po obu stronach Kanionu. Orkowie byli juz blisko...
...Karate ni sente nashi...- karate nigdy nie atakuje pierwsze
Awatar użytkownika
PodróżniczkaAyhra
 
Posty: 107
Dołączenie: 27 Lut 2005, 15:04
Miejscowość: ciągle w podróży

Postprzez Mara » 13 Maj 2005, 07:05

Nagle rozległ się przeraźliwy chichot. Jak się pewnie domyślacie jego przyczyną było pojawienie się chochlików.
Gandalfa i Loopę nagle przeszyły dreszcze (choć sami zbytnio nie wiedzieli dlaczego –wszak nie pamiętali tego co działo się w czasie gdy przebywali pod postacią osłów i krów, jednak instynkt robi swoje ). Mea i Fazik chórem wyrazili swoje niezadowolenie:
-Znowu one :( Tylko ich nam tu teraz brakowało !!
Kalisto tylko uśmiechnęła się na samą myśl o małej rozgrzewce przed główną walką z orkami, a Aerian przygotował łuk – miał już wcześniej doczynienia z tymi stworkami (i nie wspomina tego zbyt miło- napadły kiedyś na jego osadę w Czarnym Lesie i poczyniły wielkie szkody).
Tylko Ayhra wydała się dziwnie spokojna. I nagle zawołała:
-Chyba zapomniałam wam powiedzieć: po drodze do Gospody, kiedy to jechałam Was poinformować o zmianie kierunku ataku armii orków wpadłyśmy z Marą na pewien pomysł. A mianowicie – poprosiłyśmy chochliki o pomoc !!
W tym momencie wszyscy wybałuszyli oczy ze zdziwienia i pytającym wzrokiem spojrzeli na Ayh. Ona popatrzyła po nich i zrozumiałą, że czegoś najwyraźniej nie rozumieją z tego, co powiedział. Szybko więc dodała:
-Znam chochliki dość dobrze od kilku, a może to już kilkunastu lat (w każdym bądz razie długo). Wychowywałam się w okolicy, którą często nawiedzały. Któregoś razu zabłądziłam w pobliskim lesie i gdyby nie one nie wiadomo czy bym przeżyła. Znalazły mnie i zaopiekowały się mną, jakbym była jednym z nich. Od tej pory pomagamy sobie w trudnych sytuacjach. Mówiąc to uśmiechnęła się tak pięknie jak tylko potrafiła :)
Ta wypowiedz wszystkich słuchających zaskoczyła bardziej niż się tego spodziewali. Gdy pierwszy szok minął Gangalf spytał:
-A jak niby to sobie wyobrażasz ??!!?? Wiesz jakich szkód narobiły w miasteczku ?? One są niebezpieczne i nieprzewidywalne – liczysz na to że się Ciebie posłuchają, bo Ty tak chcesz ??
Ayhra spokojnie odparła:
-O tym, że są nieprzewidywalne wiem doskonale, jednak one też mają w tym swój interes. Zdaje sobie sprawę, że zabrzmi to może trochę dziwnie, ale: Zgodziły się pomóc pod warunkiem, że będą mogły zabrać tyle orczych ciał, ile tylko zdołają (ostatnio miały problemy ze zdobywaniem żywności). A poza tym - przyda nam się dodatkowa pomoc – nie sądzicie ??
-Pomoc pewnie tak, tylko nie wiem czego mamy się bardziej obawiać – nadciągających orków czy pomagających nam niepewnych chochlików ?? odparła Mea.
-Spokojna głowa !! Im będzie zależało na pomyślnym zakończeniu walki (czytaj porażce orków) bo dzięki temu będą miec żarcie dla siebie. Wiem o tym, już kiedyś pomogły mi w obranie małego miasteczka i spisały się bardzo dobrze. A poza tym, orcze mięso jest ich przysmakiem, i dla niego są w stanie walczyć po naszej stronie, a to daje nam dużą przewagę. Chyba wiecie że chochliki działają na orki jak płachta na byka - żeby je dorwać zrobią wszystko- lezą ślepo przed siebie, byle tylko dorwać te małe rarytasy (orki natomiast uwielbiają pożerać chochilki, co jest dla nich rzadkością ponieważte małe stwory są bardzo szybkie).
-Zaczynam chwytać !! Wykorzystamy chochliki żeby zwabić orki- skoro tak ślepo lezą będziemy mieć pewność, że znowu nie zboczą z trasy !! - Całkiem nieźle pomyślane Ayh !! Zawołała Kall.
-Dzięki !! :) Ale skończmy szykować zasadzkę, a ja w tym czasie przekaże nasz plan chochlikom, żeby wiedziały co i jak maja robić.
To mówiąc odwróciła się od jeszcze zaskoczonego towarzystwa i udała się w kierunku całkiem sporej grupki chochlików.
Awatar użytkownika
Mara
 
Posty: 739
Dołączenie: 13 Kwi 2005, 13:17
Miejscowość: Koszalin

Postprzez PodróżniczkaAyhra » 14 Maj 2005, 21:19

Wszyscy umilkli. Po chwili ciszy Ayhra powiedziała spokojnym, ledwo słyszalnym, lecz wyraźnym głosem:
-Nadchodzą.
Po chwili słychać było ciężki krok Orków. Ich miecze, kolczugi z nędznych ogniw dźwięczały nieprzyjaźnie. Całe podłoże się trzęsło, a wcześniej śpiewające ptaki umilkły i poodlatywały. Nawet Chochliki zachowywały się cicho. Wszyscy czekali z zniecierpliwieniem i wstrzymanym oddechem. Aerian napiął łuk, Wszyscy wyciągnęli błyszczące miecze, Ayhra wydała rozkaz jednej połowie chochlików, by pilnowały orków i zwabiały je w zasadzkę. A drugą wysłała, by zabijały Orki od tyłu, tak, by było ich mniej.
Chwila wytchnienia, orkowie byli coraz to bliżej. Już zaczynali wchodzić w wąwóz, gdy nagle Mieszanka Wybuchowa zrobiła swoje. Niestety, nie zabiła 9/10 armii, jaką miły orki, lecz 4/10. Ayhra była trochę wstrząśnięta zbyt małą ilością zabitych. Gdy to nastąpiło orki zaczęły się cofać lecz drogę zastąpiły im chochliki. I zaczęła się walka. Na początku Aerian i Ayhra strzelali z łuków, lecz, gdy strzały się im zaczęły kończyć Ayhra oddała swoje Aerian’owi i chwyciła za miecz. Odpięła płaszcz i pobiegła w bój. Jej białe skrzydła połyskiwały w słońcu. Raz o mało co nie dostała strzałą, lecz w czas się odchyliła. Dragon Kallisto walczyła ramię w ramię z Gandalf’em, a Mea odpierała ciosy wraz z Fazik’iem. Ayhrę zaczęły otaczać tłumy orków. Dziewczyna zmachała się nieludzko. W ostatniej chwili wzniosła się w powietrze, a to celowo, żeby zobaczyć jak wielka armia napływa jeszcze, a to przypadkiem, by nie zostać ranioną. Jej wzlot okazał się dlań ratunkiem od śmierci, jaką zadałby jej ork biegnący na nią z obnażonym mieczem od tyłu. Tez sam ork nie trafiając w Ayhrę zabił swojego towarzysza, co wywołało ogólną wściekłość orków, które rzuciły się na zabójcę, co przysporzyło nie lada kłopotu, ponieważ wojownik, który to zrobił był, jak widać, dobrym żołnierzem, więc zabijał swoich współtowarzyszy jeden po drugim. Zadowolona Ayhra schowała miecz do pochwy i poleciała do Aerian’a.
-Kurde, strzały mi się skończyły!- krzyknął we wrzawie.-Gdzie mój miecz?!
-Przy koniu zostawiłeś!- odpowiedziała Ayhra- Idź po niego, pomożesz nam.
Po chwili Aerian pobiegł po miecz, a Ayhra spojrzała na bałagan, jaki się stworzył.
„Mieszanka Wybuchowa!”- pomyślała i obejrzała się wokół siebie. Aerian miał ją przy sobie.
Zrezygnowała z tego pomysłu i wróciła na pole walki. Fazik został oblężony, nie dawał rady. Ayhra szybko podleciała do niego przy okazji ścinając kilka głów niczego nie świadomym i nie spodziewającym się ataku z góry orkom.
Tymczasem Aerian pobiegł po swój miecz. Konie były przywiązane w lesie, by ich nie stracić. Znalazł swojego wierzchowca i z pochwy przy siodle wysunął miecz. Lśnił srebrzystością, nawet w tym półmroku.
„A... Dosypię jeszcze trochę Mieszanki, i wezmę hibiskus, może się przyda!” –pomyślał, i jak pomyślał tak zrobił. Wracając na pole walki zobaczył białe sasanki.
„dodam, będzie silniejszy wybuch!”- znów pomyślał i schylił się na kępką sasanek. Nazrywał samych kwiatów, by efekt był lepszy. Wracając na pole bitwy zabił kilku zabłąkanych orków.
Tymczasem Ayhra i Fazik nie mogli sobie poradzić. Byli oblężeni. Ledwo odpierali ataki. Nagle Ayhrze jakiś ork niespodziewanie przeciął sukienkę i skórę na brzuchu.
-Biez by wziął !- zaklęła. Skuliła się na ziemi. Teraz Fazik musiał nie tylko bronić swojej skóry ale także Ayhry, która zrobiła się bledsza niż zwykle.
-Nic ci nie jest, Ayhra?!- krzyknął, brak odpowiedzi i reakcji. Nagle nadbiegł Aerian.
-Co się stało?! Co jest Ayhrze?!- wykrzyknął. Pomógł odpierać atak orków.
Tymczasem Ayhrze kręciło się w głowie. Nie wiedział jak ma wstać. Widziała tylko, jak Aerian podbiegł i przyłączył się do rozcinania orków w tym rejonie. Myślała logicznie, lecz nic nie wiedziała. Obraz był kompletnie rozmazany. Nagle, gdy o mało nie straciła życia przez głupią nieuwagę. Miała jeszcze słuch, więc próbowała go wykorzystać, lecz się nie dało. Pozostała przy wzroku. Zauważyła, że sakwa Aeriana jest napełniona, a dryga pachniała sasankami. Porwała obydwie z taką siłą, że sznurki się zerwały, a przestraszony Aerian nie wiedział, co się dzieje. Odwrócił się i trochę przestraszony ucieszył się, że nie będzie tak dużych strat w kompani.
Tak więc Ayhra otworzyła worek z Mieszanką Wybuchową i worek a Sasankami. Wymieszała to starannie zważając na to, by nie uderzyło o nic. Wysypała na rękę i rzuciła w stronę napierających orków, którzy po dotknięciu wylecieli w powietrze.
-TAK!!!- krzyknęła, a Fazik i Aerian ze zdziwieniem patrzyli na to, co się stało. Tymczasem ziarna, które spadły na zięmię zostały rozdeptane przez ciężkiego orka i też sam ork wylatywał w powietrze. Ledwo widząca Ayhra wzleciała w powietrze i zaczęła „rozsiewać” śmierć.
Gdy skończyła jej się Mieszanka Wybuchowa myślała, co by tu zrobić, by zabić dużo i nie zmęczyć się nadto. Nie miała pomysłu, więc chwyciła za broń i zaczęła wybijać orki jeden po drugim nie oszczędzając żadnego.
Tymczasem Gandalf i Mea mieli problem. Zostali otoczeni. Ayhra dotarła do nich i zaczęła odpierać atak.
-Gandalf, pamiętasz zaklęcie na tarczę obronną?- zapytała Ayhra.
-Tak, czemu pytasz?
-Zrobimy tak, ja polecę zebrać naszych i stworzysz tarczę. Dobra?
-Dobra, ale skąd ty się znasz na zaklęciach?
-Nie ważne- odparła i poleciała
Zebrała cały skład i odpierali razem do czasu jak Gandalf nie stanął w środku i nie zaczął wypowiadać formułki. Aerian zauważył, że Ayhra także nie walczy, tylko też coś mamrocze pod nosem.
Nagle i między dłońmi Gandalfa i Ayhry pojawiła się błękitno-różowa kula, która powiększała się stopniowo, aż obydwoje otworzyli łączę i podnieśli tarczę. Przez chwilę napełniali kopułę, a później opuścili dłonie. Po tym Ayhra upadła na ziemię.
-AYHRA!- wrzasnęła Kall i cuciła ją niezbyt delikatnie, a ta otwierała powoli oczy. Nad sobą widziała wszystkich i wymamrotała: „To przez tego orka” i wstała. Była blada nawet jak na Elfkę. Wszyscy się patrzyli na nią z dziwnym, nie dającym się określić wyrazem twarzy.
-No dobra- powiedział po chwili już normalnie, jakby nic się nigdy nie wydarzyło- To jaki plan? Mieszanka się skończyła, magia jeszcze może wyjdzie, ale z białą bronią to nie jestem pewna, bo...
-...to może nie wyjść.- dokończył krasnolud.
-Chwileczkę.- powiedział Aerian po chwili rozmyślania.- przecież jakbym dostał się do swojej torby mógłbym coś skombinować!
-A co zrobisz, elfowy chleb im powrzucasz na głowy?!- zakpił krasnolud.
-Nie, ale mam jeszcze hibiskus, a w połączzzeniu z sasankami, kwiatami i iśćmi oraz ziemią po wrzuceniu w ogień są twarde i można nimi zabić.
-Nie... za dużo roboty.- stwierdziła Mea. – Ależ tu się robi gorąco.- dodała po chwili.
-No cóż, dobrze, więc może po zdjęciu kopuły wycofamy się do miasta i będziemy rzucać w nich jakimiś zaklęciami?- zapytał Gandalf, ale nikt się nie zgodził.
...Karate ni sente nashi...- karate nigdy nie atakuje pierwsze
Awatar użytkownika
PodróżniczkaAyhra
 
Posty: 107
Dołączenie: 27 Lut 2005, 15:04
Miejscowość: ciągle w podróży

Postprzez Mara » 17 Maj 2005, 10:05

Tymczasem w osadzie przygotowania do walki trwały w najlepsze.
Po tym jak Mara dotarła na miejsce szybko rozeznała się, jakie naturalne elementy usytuowania osady sprzyjają im w obronie grodu. Wieś leżała na malowniczo położonej równinie, niestety to wcale nie był w tej sytuacji korzystny – jak orki tu dotrą będą mogły bez przeszkód otoczyć wieś i atakować z każdej możliwej strony. Jednym z + natomiast było dość liczne miejscami zalesienie i przepływająca niedaleko rzeka. Mara układała sobie cały plan akcji obronnej. Jak tylko wróciła ze zwiadu po okolicy zwołała wszystkich ludzi w celu wyjaśnienia sytuacji. Nie obyło się baz ataku paniki (jak to zwykle w takich sytuacjach bywa).Kiedy ludzie się opanowali poprosiła o zebranie za środku wsi broni, jaką mieszkańcy posiadali. Chwile trwało zanim wszyscy zabrali się ponownie przy stercie wszelakiego rodzaju sprzętu. Mara spojrzała na to, co przynieśli wieśniacy: kilka mieczy, parę tarczy (niestety czasy świetności miały już za sobą), topory, noże, sztylety, kosy, (znalazło się nawet kilka sztuk wideł) kilka łuków oraz 4 kołczany strzał. Dziewczyna wiedziała doskonale, że w walce bezpośredniej nie mają większych szans (kilkudziesięciu chłopów oderwanych od pługa, może 5 wojowników, starcy, kobiety i dzieci). Jedyne wyjście to jak najwięcej wybić, zanim się zbliżą do wsi.
W tym celu zarządziła przygotowanie „małej” niespodzianki dla orków: zamaskowanych dołów najeżonych naostrzonymi drągami. Na murach szykowano już kadzie z gorącą smołą. Mężczyźni, oprócz ww. przygotowań zbierali również głazy do zrzucania z murów. Kobiety i dzieci przygotowywały drzewce do strzał, które wyrabiali starsi mieszkańcy osady. Jeśli nawet tutejsi ludzie nie potrafią strzelać to nadchodzące wsparcie z pewnością zrobi ze strzał dobry użytek.
Ludzie starali się jak tylko mogli – w końcu chodziło o coś, co mieli najcenniejszego – o życie.
Niestety nie wiedziała jak wygląda sytuacja w Kanionie (od dłuższego czasu nie mogła nawiązać kontaktu z Ayhrą lub Kalisto – odbierała tylko strzępki ich myśli, ale dzięki temu przynajmniej miała pewność, że żyją). Z tego co do niej dotarło wywnioskowała, że jej towarzyszki nie są same. U ich boku walczył nieznany Marze mężczyzna obdarzony dużą mocą, dzielna kobieta, tęgawy mężczyzna który jak na swoje lata całkiem nieźle się trzymał i jakiś krasnolud. Ale to nie tylko ich obecność odczuwała telepatką, znany jej strumień myśli zdawał się coraz wyraźniejszy. To był jej stary znajomy Elf. Kiedy zakończyła przekaz uspokoiła się - w takim zespole mają szansę dotrzeć do wsi bez większych strat.

W czasie kiedy ludzie szykowali sie do obrony swej osady Mara ponownie wybrała się na zwiad po okolicy. Skierowała się w strone rzeki, gdzie przyjemne chłodniejsze powietrze dawało poczucie beztroski. Była w drodze od już sama nie pamiętała kiedy,a takie krótkie chwile sprawiały że szybko regenerowała siły. Jednak świadomość zbliżającej się walki nie pozwalała jej na choćby chwile zapomnienia w chłodnej wodzie. Przeszła wiec tylko brzegiem rzeki zbierając po drodze wszystkie niezbędne rośliny, kóre miała zamiar wykorzystać. W drodze do osady sprewdziła postep w szykowaniu zaadzek i zataczając łuk wróciła do wsi.
Miała jeszcze kilak ważnych rzeczy do zrobienia i koordynacje całości na głowie. Od razu zabrałą się do przygotowania swojego ulubionego specyfiku dzieki któremu każdy, nawet najbardzioej odporny organizm przechodził w stan w którym mimo szczerych checi nie mógł poruszać się szybciej niż ślimak. Dzięki jej zastosowaniu zyskają czas niezbedny do bezpiecznego odwrotu jeśli sytuacja nie będzie pozwalała na dłuższą walkę. Jak tylko skończyła przygotowywać ten niezastąpiony proszek, zabrała sie do przygotowania Mieszanki Wybuchowej (coś jej mówiło że może sie bardzo przydać podczas dzisiejszego starcia).

Kiedy ukończyła prace nad miksturami ponownie spróbowała nawiązać kontakt z Ayhrą. Tym razem jej sie udało. Elfka czuła sie juz lepiej, jej mysli były spokojniejsze, płynęły równym strumieniem. Mara poprosiłą Ayhrę, aby ta skupiła się i pokazała jej sytuacje na polu walki. Ayhre skupiła się i swoimi oczami pokazała Marze to o co prosiła. Sytuacja nie była najciekawsza. Z każdej strony drużyna byłą otoczona przez morze orków. Tarcza ochronna jaką wytworzyli powoli słabła.
Nie zastanawiajasie długo Mara "powiedziała" do Ayh:
- Skup sie teraz tak mocno jak tylko zdołasz. Spróbuje przesłać Ci mój specyfik. (Mara miała również zdolnosci telekinetyczne)
- Ten, dzięki któremu wszystko co bedzie miało kontakt z miksturą zacznie poruszać sie jak żółw??
-Tak właśnie tą, właśnie skończyłąm ja przygotowywać. Tylko proszę Cie skup się bardzo mocno, bo inaczej nie dotrze do Ciebie. Musimy miec cały czas silny kontakt.
-Postaram się. Zaczynaj.
-OK to moze chwile potrwać - wytrzymaj jak najdłużej.

Drużyna bezpieczna chwilowo pod tarczą z zaciekawieniem patrzyłą na to co dzieje sie z Ayhrą. Niektórzy pierwszy raz widzieli coś takiego. Nagle w rękach Ayhry zmaterializował się szczelnie zawiązany woreczek.
- Dotarło - "powiedziała" Ayhra
- To dobrze- skorzystajcie z niego - tylko pamietajcie, działa na wszystkich bez wyjatku.
-ok. Dzięki - do zobaczenia w osadzie
Zakończyły przekaz.

Ayhra spojrzał na wszystkich i powiedziała do Gandalfa:
- Spróbuj otworzyć tarczę na jej szczycie - dzieki temu wylecę i bede mogła posiać trochę tego cudeńka.
- nie wiem czy mi się uda, ale sie postaram
- tylko bardzo ważne- jak tylko bede nad nią- zamknij ja jak najszybciej- odczekajcie chilę i nie opuszczając tarczy zacznijcie sie cofać w stronę koni.
- nie wiem ja sobie to wyobrażasz- odparłą Mea - mamy napierać na rozsierdzone orki przy słabnącej osłonie??
- o orki sie nie martwie- tylko pamietajcie - nie wolno wam odkryć tarczy ochronnej dopóki nie dotrzecie do koni.
- jeśli to tak ważne - zgoda - odparł Gandalf
- dobrze - spoktamy sie przy koniach - zaczynaj Gandalfie.
Awatar użytkownika
Mara
 
Posty: 739
Dołączenie: 13 Kwi 2005, 13:17
Miejscowość: Koszalin

Postprzez PodróżniczkaAyhra » 17 Maj 2005, 16:55

I zaczęło się. Gandalf otworzył „właz” na górze tarczy. Ayhra krzyknęła jeszcze:
-Trzymajcie się- i Gandalf zamknął za nią dziurę. Wzleciała ponad orkami, żeby nie mogły jej tknąć. Jej myśli były spokojne, lecz dłonie się trzęsły.
-Wracam.- powiedziała do siebie mając na myśli swój szczyt mocy i umiejętności.- Żegnajcie, oszołomy!- znów pomyślała i rzuciła garść specyfiku na orków. Zatrzymali się. Stanęli w miejscu, a chochliki, które ocalały mogły im przegryzać tętnice, z których sączyła się smołowata, czarna maź będąca krwią.
-Bingo!- znów przebiegły w jej mózgu myśli. Nadal sypała. Unieruchomiła tak większość pozostałej armii i proszek się skończył. Pozostali z grupy dotarli już do koni. Ayhra zasmucona końcem proszku i przede wszystkim zabawy zorientowała się, że są cali i zdrowi, tak więc zaczęła wyrzynać tych orków, co ruszali się jak muchy w smole. Przesłała Marze wiadomość o skończeniu się specyfiku i o tym że zostało jeszcze trochę armii i trzeba będzie się bronić, bo dłużej nie dadzą rady w Kanionie.
Tak więc Ayhra powyżynała tych orków, którzy byli pod działaniem specyfiku i podleciała do swoich towarzyszy.
-Jedziemy, i to galopem zanim przedrą się przez gąszcz trupów.- mówiąc to wsiadała na konia. Wszyscy spięli wierzchowce i ruszyli.
Jechali pewien kawałek przez Kanion, później wypadli na nizinę. Z oddali widać już było wioskę.
-Dobrze się spisałaś, Maro. – pomyślała Kallisto.
Za sobą widzieli już pierwszych orków. Przemieszczali się szybko, lecz nie aż tak szybko, żeby ich dogonić.
Po dotarciu do wioski Ayhra i Kallisto pobiegły na spotkanie z Marą.
-Witajcie!- krzyknęła na powitanie.
-Witaj Maro, słuchaj, jak leży sprawa z wojownikami i bronią?- padło pierwsze pytanie Ayhry.
-Nie jest dobrze, popatrzcie same- rzekła i wskazała dłonią na to, co przynieśli wieśniacy.
-Dobra, dobrze, że są strzały, bo my już nie mamy.- stwierdziła po chwili namysłu Ayhra.
-A wojownicy?- przypomniała Kallisto.
-Nie ma takowych. Same kobiety, dzieci i starcy, czasem jakiś się znajdzie, ale to naprawdę, chyba z trzech, czy czterech zdolnych to takowej walki.
-Dobra, masz jeszcze proszek?- zapytała Ayhra.
-Oczywiście, i Mieszanka Wybuchowa też jest.- odpowiedziała z uśmiechem i popatrzyła na ich towarzyszy. Byli oni zdumieni i oszołomieni. Nie wiedzieli co mają robić.
-Dobra, Marcia, składamy to wszystko na jedną kupę i chowamy ludzi.- to powiedziawszy Kallisto odeszła do towarzyszy poinstruować ich, a Ayhra z Marą poszły zebrać ludzi zdolnych do walki.
Wybrały dziesięciu chłopa i dwie kobiety. Wszyscy byli speszeni wyglądem Ayhry ze względu ja jej skrzydła. Jeszcze nigdy nie widzieli Elfa, a tym bardziej ze skrzydłami. Mara została poinstruować ich, jak i co maja robić, a Ayhra odeszła rozmyślać.
„Jakiż by tu sposób na te wstrętne orki? Czy musi być ich tak dużo? Skąd ich tyle? Czego one się boją? Czy jest coś, co może je pokonać? A może KTOŚ?”- te pytania ją nurtowały. Aż zapadł zmierzch, czyli to, co Orki lubią najbardziej. Od strony Kanionu zaczął majaczyć ciemny punkt.
-ORKI!!- krzyknął jakiś mężczyzna.
Natychmiast wszyscy wybiegli na podest. Ayhra wiedziała, że mogą nie podołać choć we wszystkich gorzała wola walki. Dziewczyna wzleciała. Na niebie była nie widoczna, jej w dzień białe skrzydła teraz były zupełnie czarne. Zasmuciła się. Było ich więcej, niźli jej się wcześniej zdawało. Armia jakby się powiększyła.
„Z tarczą! Nigdy na tarczy nie wrócę do domu!”- pomyślała i wróciła do obozu.
Wszyscy byli zdenerwowani, tylko Elfka spokojnie patrzyła na zbliżającą się walkę. Jej oczy lśniły.
-Ayh, co robisz?- przerwał jej rozmyślanie Aerian.
-Myślę nad bitwą. I jak pokonać tę zakałę.- odpowiedziała zamyślona.
-Jak myślisz, starczy strzał?- zapytał po chwili ciszy.
-Może, ale wiem, że nie można ich marnować.- odpowiedziała i wyjęła miecz.
-Ayh, ale wiesz, że możemy tu zginąć?- zapytał ponownie.
-Tak, Aerian, zdaję sobie z tego sprawę. Ale wiedz, że ja tu nie polegnę.- stwierdziła pewna siebie.
-Ależ tu jest pewna śmierć, chyba, że wymyślisz coś, co da nam szanse na zwycięstwo.- powiedział i zostawił Elfkę samą z jej myślami.
„...Nadal nie rozumiem. Dlaczego ich tak dużo?...” rozmyślała. „...przecież powinniśmy już wybić ich co do nogi, a ich coraz to więcej...”
Rozmyślała tak, do momentu, jak Mara jej nie przeszkodziła.
-Wstawaj! Pokaż tą ranę!- powiedziała, a Ayh pokazała trochę rozciętą sukienkę na brzuchu. Po ranie nie było śladu.
-Jakim cudem masz zdolność regeneracji?!- wykrzyknęła ze zdziwieniem.
-Nie wiem, jakoś tak mi się rzuciło.- odpowiedziała i za propozycją Mary poszły do reszty.
-Dobra, słuchajcie...- dobiegł je głos Kallisto omawiającej strategię. Zanim doszły Kallisto skończyła.
-A teraz Ayhra.- powiedziała.
-Co znowu przeskrobałam.- powiedziała smutnym głosem
-Nic, tylko wysłuchaj swojego zadania.- powiedział krasnolud kąśliwie.
-Dobra, dobra, nie bądź taki do przodu, bo ci smok tyłek odgryzie.- dodała Ayhra i po chwili, przerywając Kallisto omawianie jej zadania krzyknęła tak, że aż wszyscy podskoczyli- WIEM!
-Co wiesz?- skrzywił się Gandalf, bo nie był za tym, by ktoś przerywał komuś wypowiedź.
-Wiem, jak pokonać orków!- krzyknęła.
-Oświeć.- rzucił szybko Gandalf, nadal zniesmaczony.
-Wybacz, Kall, że przerwałam ci, ale zanim zapomnę. Oki boją się.., no dokończcie, czego najbardziej boją się orki?- powiedziała pełna euforii.
-Jeju! Nie wiemy, gadaj, a nie trzymasz nas w niepewności!- pogonił krasnolud.
-To przecież SMOKI(o zwierzęta mi chodzi)!- krzyknęła.
-A gdzie ty tu masz smoki?- nadal wkurzał się krasnolud.
-Ayhra ma rację, orki boją się smoków. – podzielił zdanie Gandalf. –Tylko nie znam zaklęcia ich przywołującego.
-Ja znam. Tylko użycz mi swojej mocy, wtedy je przywołam.- odpowiedziała Ayhra zadowolona, lecz już poważna, czego wymagała sytuacja.
Tak więc Gandalf i Ayhra odeszli na stronę, by w spokoju mogli przywołać smoki.
Tymczasem reszta drużyny i miejscowi ustawili się do boju, by jak najdłużej przetrzymać szturm orków dopóki nie przylecą smoki.

------------------------------------------------------------------------
------------------------------------------------------------------------

...i tu chciałam napisać:
Co się stanie w kolejnym odcinku (poście)? Czy drużyna przyjaciół zdoła przetrzymać zbrojny napad na wioskę? Czy smoki przybędą? Czy wrócimy do starej, poczciwej gospody? O tym wszystkim w kolejnym odcinku (poście).
Nie mogłam się powstrzymać................
...Karate ni sente nashi...- karate nigdy nie atakuje pierwsze
Awatar użytkownika
PodróżniczkaAyhra
 
Posty: 107
Dołączenie: 27 Lut 2005, 15:04
Miejscowość: ciągle w podróży

Postprzez Mara » 18 Maj 2005, 07:35

Kall, Aerian i Mara stanęli koło siebie. Kall spytała:
-Jakie atrakcje zaplanowałaś na dzisiejsze starcie ??
-Sprawdzony numer: dołki z niespodzianką :> na początek. Wiesz gdzie są rozmieszczone – jechałaś zgodnie z planem, jaki Ci „pokazałam” jak tylko pojawiliście się na horyzoncie.
-Teraz już wiem, co sugerowało mi taką jazdę slalomem – uśmiechnęła się Kall – dzięki :)
Przez chwile stali w milczeniu wpatrując się w horyzont.
Wiedzieli doskonale, że nie muszą używać słów, aby wymienić poglądy– ich myśli po prostu swobodnie się miedzy sobą wymieniały (jednak dla zachowania pozorów czasem używali w swoim towarzystwie słów).
Takie chwile lubili najbardziej – ich mały dobrze strzeżony świat, do którego tylko oni mieli dostęp. Mara przekazała kolejną myśl dla Kall i Aeriana (nie chciała przeszkadzać Ayh więc do jej myśli nie zajrzała):
-Mam do was gorącą prośbę: trzymajmy się razem – podczas ostatniej walki poczułam dziwny przypływ sił, kiedy byliśmy blisko siebie. Wtedy nie wiedziałam, co to jest, ale dzięki temu siła, jaką dysponowałam znacznie wzrosła. Dziś czuje to samo i wiem jak to wykorzystać :>
-Przyznam Ci się, że ja także poczułam jakąś dziwną energię kiedy ostatnio walczyliśmy i byliśmy blisko.
-To dziwne, ja nic wtedy nie czułem ??
-Być może Twoja wrażliwość na tego typu energię jest mniejsza. Ale nie martw się – spróbuj się skoncentrować i otwórz się na nią. Mara spojrzała na niego pytająco
-Rzeczywiści coś wyczuwam, dzięki :) Tylko czy tej energii nie będzie przeszkadzało, że aktywnie będziemy walczyć??
-Nie sądzę – ostatnio przynajmniej to jej nie przeszkadzało, a wręcz pomogło. Nie czułam takiego zmęczenia i walka szła mi łatwiej.
-To dobrze !! Nie mogłabym bezczynnie patrzeć na toczącą się koło mnie jadkę !! - Odparła Kall, w której pojawiła się nowa myśl. Aerian i Mara uśmiechnęli się tylko jak myśl Kall przyjęła konkretny obraz.
-Dobry pomysł, jeśli tylko wyjdziemy z tego cało to tu nieopodal jest świetna rzeka – wprost wymarzona do realizacji twojego pomysłu – pomyślał Mara i odwróciła głowę w jej kierunku jednocześnie przesyłając im kilka obrazów z nad jej brzegu.

Milczenie trójki przerwała Ayhra, która właśnie skończyła wzywać z Gandalfem smoki, które zgodziły się im pomóc.
-Jak nastroje przed walką ??
-Dobrze odparli zgodnym chórem (znów wpatrując się w horyzont, na którym było już ciemno)
-Słuchaj Ayh: orki są już blisko, część wpadła w zasadzkę, jednak ich ilość jest nadal przerażająco duża. Jako jedyna z tego całego towarzystwa posiadasz skrzydła, co daje Ci ogromną przewagę. Czy mogłabyś (tak jak w Kanionie) zająć się rozprowadzeniem spowalniacza wśród orków ?? Spytała się Mara.
-Ależ oczywiście – odparła z wielkim uśmiechem Elfka. – Ile masz tej cudownej miksturki ??
-Sporo :> powinno starczyć na kilka porządnych oblotów w czasie walki. Tylko pamiętaj, nie wolno Ci dotknąć zawartości woreczków, bo na Ciebie też to zadziała (a wtedy będzie nam ciężko Cię z tamtąd wydostać !!
-Spokojna głowa – dam radę- i z uśmiechem na ustach poszła za Kall po specjalnie zapakowany specyfik.
Kiedy weszły do małej izby Ayhra zauważyła coś znacznie bardziej interesującego, a mianowicie woreczki z Mieszanką Wybuchową. Nic nie mówiąc Ayhfe odłożyła 2 woreczki na bok. Kall w tym czasie wybierała woreczki z „usypiaczem”. Kiedy miała już 6 sztuk skinieniem głowy pokazała Elfce, że czas się zbierać i ruszać do akcji. Dziewczyna wychodząc przemyciła odłożone wcześniej woreczki i wyszła.
Kiedy doszły do Mary i Aeriana, którzy ciągle stali i wpatrywali się w pole walki na którym orki co rusz wpadali w pułapki.
Wymienili ostatnie uwagi i dziewczyna wzbiła się w powietrze i poleciała ponownie zafundować orkom ślimacze tempo.
Kiedy Ayhra skończyła dała umówiony znak i z wioski wybyli wojownicy by choć trochę zmniejszyć liczebność tej ciągle narastającej armii. Wiedzieli że nie maja dużo czasu, mieszanka działa na orki znacznie krócej niż na ludzi i inne stworzenia.
Awatar użytkownika
Mara
 
Posty: 739
Dołączenie: 13 Kwi 2005, 13:17
Miejscowość: Koszalin

Postprzez PodróżniczkaAyhra » 18 Maj 2005, 18:41

Ayhra zniżyła lot. Nie rozpakowała kolejnego woreczka z miksturką. Jej oczy zwróciły się z tęsknotą za wschód. W stronę rodzinnego lasu. Orki nadciągały coraz to większą chmarą od Kanionu. Zniecierpliwiona Elfka wzbiła się wyżej aż widziała całe pole walki. Zaczynało się robić gorąco.
„Co ty tak wisisz w powietrzu i nic nie robisz!”- przesłała jej Mara. W jej przekazie było coś dziwnego, niezrozumiałego, jakby chciała powiedzieć: „Ruszaj się, pomocy potrzebujemy!”
Tak więc Ayhra zniżyła ponownie wysokość i posypała proszkiem kolejne orki.
Nagle poczuła piekący ból w lewym boku. Spojrzała. W jej brzuchu tkwiła orkowa strzała. Przebiła się na wylot. Brudna, czarna krew zaczęła spływać po sukience.
-A’ Drvis’ta- powiedziała do siebie i wzleciała poza zasięg jakichkolwiek strzał. Odłamała bardzo prymitywny grot. Poczuła lekkie pieczenie. Wywróciła oczami i złapała za lotkę. Z wronich piór. Szybkim machnięciem wyciągnęła połamaną strzałę z boku. Popatrzyła na ranę i przejechała dwoma palcami po miejscu, gdzie się wbiła. Powąchała krew. Strzała była zatruta.
Elfka, nie chcąc narażać przyjaciół na niepotrzebną akcję ratunkową rozsypała resztę proszku spowalniającego i wróciła do oblężonego obozu.
Mara zauważyła lecącą Ayhrę. Wiedziała, co się stało. Dostała zatrutą strzałą.
-Dajcie wody!- krzyknęła do ludzi stojących pod podestem. Ayhra wylądowała na placu.
-Mara!- zawołała.- Woda!
Mara natychmiast doń podbiegła. Serce waliło jej jak młot.
-Nic mi nie będzie, tylko niech smoki tu już przylecą! – powiedziała. Wzięła wodę w dłonie i dodała:- Zaraz się zagoi i będę mogła dalej walczyć, tylko trucizna spowalnia regenerację.
Napiła się wody i zostawiła trochę w misce.
-Teraz nie patrz.- powiedziała i zamoczyła palec środkowy i wskazujący w wodzie i włożyła głęboko w ranę. Do jej oczu napłynęły łzy. Ból był przeraźliwy. Dłonie się zaczęły trząść. Mara odwróciła wzrok. Znów opłukała palce i powtórzyła czynność. Za czwartym razem wrzasnęła tak straszliwie, że wszyscy się spojrzeli nie wiedząc o co chodzi. Oczy miała szeroko otwarte a z rany już nie sączyła się czarna lecz czysta krew. Po chwili rana się zasklepiła. Pozostała tylko mała, czarna kropka, która po jakimś czasie zniknęła.
-Coś ty zrobiła?!- wrzasnęła Mara, gdy Ayhra się podniosła.
-Oczyściłam ranę, bo by mi się nie zasklepiła. No, lecę, tyko dajcie mi jeszcze wody.- odparła ze spokojem i po napiciu się wody poleciała dalej zabijać orki.
Tymczasem na polu wrzało. Wszystkie opóźnione orki powybijano, a Aerian’owi skończyły się strzały.
Ayhra wzleciała ponad wrzawę. Orkowie otoczyli wioskę.
- A’Drvis’ta- zaklęła ponownie Ayhra w Staroelfickim i zaczęła rozsypywać z powrotem proszek. Orki zatrzymywały się momentalnie.
Proszek skończył się po jakimś czasie. Zadowolona Ayhra ze swoich czynów wzięła się za Mieszankę Wybuchową. Nikt nie wiedział, jakim cudem znalazła się w jej rękach. Przeleciała po całym polu i ciskała garściami w orki tym specyfikiem. Były bardzo zdezorientowane. Choć widziały atak z powietrza nie spodziewały się aż tak silnego.
Ayhra znów wzleciała wysoko ponad wrzawę. I specyfik i Mieszanka Wybuchowa się skończyły. Spojrzała na zachód, w stronę Gór Czarnych, z których miały przybyć Smoki. Już traciła nadzieję, że przybędą, ale na horyzoncie, w granacie nieba majaczyły czarne punkty.
-Na reszcie.- powiedziała i przesłała wiadomość Marze, a ta z kolei pozostałym. Widać było, że się cieszą. Ayhra tymczasem przyglądała się przez chwilę orkom. Wyczuły coś, lecz nie mogły sprecyzować co. Nagle Elfkę ogarnął smutek. Nie wiedziała co się stało. Nie dostała wiadomości od Mary. W wiosce nic. Po chwili smutku przyszła chwila radości. Ten bodziec był z wioski. Mara już rozniosła dobrą nowinę.
Ayhra wiedziała, że jej magia jest bardzo silna. W tym momencie miała bardzo dużo siły. Postanowiła porzucać trochę zaklęciami.
Jak postanowiła, tako zrobiła. Raz zaklęcie ognia, raz wody, innym razem wiatru, aż dostała naganę od mary: „Dziewczyno! Zostaw tą energię na później!”
W tym momencie smoki już zaczęły krążyć. Ayhra podleciała do największego i najstarszego, będącego przywódcą.
-Witaj!- powiedziała w staroelfickim.
-Witaj.- odpowiedział smok.
-Pomóżcie nam. Orki się was boją. Uśmierćcie trochę. Jest ich zbyt dużo.- poprosiła. Smok przekazał informację swoim podwładnym i zaczęła się walka.
Ayhra tymczasem wróciła do obozu.
-GANDALF!- wrzasnęła. Gandalf podszedł do niej jak najszybciej. Oczy się mu błyszczały.
-Co się stało?- zapytał spokojnie.
-Słuchaj, jeszcze raz tarcza obronna, tylko tym razem na dłużej. I mocniejszą.
-Ale ty możesz tego nie przetrzymać.- odpowiedział.
-Przetrzymam. Nie martw się o to.- odpowiedziała poważnie. Jej oczy przebiegły po polu. –Dawaj.- dodała i stanęła po środku placu. Gandalf zrobił to samo. Zaczęli tworzyć kopułę obronną. Najpierw w dłoniach twarzą w swoją stronę, blisko siebie, a później odwrócili się równo plecami i wytworzyli ogromną, silną tarczę. Gdy skończyli Gandalf stwierdził:
-Masz wielką moc.- i odszedł w stronę Aerian’a i Fazika.
Ayhra została sama ze swoimi myślami, które skierowała w stronę rodzinnego lasu. Przypomniała sobie te ogromne drzewa, ich konary, te wszystkie stworzenia. Byłą wojownikiem, tułaczem. Nie wracała do swojego domu i na swoje korzenie. Miała pośród ludzi i magów wielu przyjaciół. Nie chciała ich stracić. Wiedziała, że jak wróci to dopiero za 3 lata. Zbyt daleka droga. A poza tym miała cały czas kontakt ze swoimi, więc wiedziała co się dzieje. Z sakwy wyciągnęła wisiorek z kryształu górskiego. Potrzymała go chwilę w dłoni i schowała z powrotem do sakwy tak, by się nie zgubił. Jej oczy były zwrócone ku niebu. Westchnęła głęboko i poszła do konia.
...Karate ni sente nashi...- karate nigdy nie atakuje pierwsze
Awatar użytkownika
PodróżniczkaAyhra
 
Posty: 107
Dołączenie: 27 Lut 2005, 15:04
Miejscowość: ciągle w podróży

Postprzez Mara » 19 Maj 2005, 08:43

W czasie kiedy nadleciały smoki Mara postanowiła dorobić obu specyfików (Ayhra tak hojnie nimi dzieliła że zapas przewidziany na ewentualny odwrót wyczerpał się).
Schodząc z murów przekazała tą myśl Kall.
Po drodze do „swojej” pracowni zajrzała do ukrytych w osadzie ludzi (co prawda nie było ich wielu, ale tylko tylu zgodziło się zostać i wyrabiać strzały). Mara była mile zaskoczona tym co zobaczyła. Ta mała garstka ludzi napełniła już 2 kosze własnoręcznie wyprodukowanymi strzałami. Jednak nie wnikała, co wspomagało ich pracę (domyślała się tylko, że to „sprawka” tego mężczyzny, który razem z Ayhrą przywoływał smoki). To nie miało teraz znaczenia.
Mara wzięła je od nich i podziękowała za tak dużą mobilizacje. Wieśniacy odparli tylko:
-Cieszymy się, że chociaż tak możemy pomóc. I zabrali się do dalszej pracy
Mara wyszła i przekazała dobra wiadomość Aerianowi. Ten odwrócił się w jej stronę i zobaczył jak 2 kosze pełne strzał płyną w jego kierunku. Uśmiechnął się tylko i kiedy były już blisko wziął kilka i zaczął strzelać w orki, które znów napływały w kierunku murów.
Dragon Kalisto tymczasem dzielnie walczyła broniąc wejścia do osady. Kiedy pojawił się koło niej Gandalf z Fazikiem postanowiła poszerzyć pole swego działania. Dzięki osłonie jaką dawał jej Aerian bez obaw mogła wypuścić się w głąb pola bitwy. Teraz była w swoim żywiole. Bezpośrednia walka z przeciwnikiem- tu czułą się jak ryba w wodzie. Nie dla niej magia czy inne sztuczki mające na celu zapewnienie sobie zwycięstwa. Owszem, odpowiednia taktyka, zaplanowanie (przynajmniej z grubsza) przebiegu walki – proszę bardzo, ale nie podstęp. Uważała to za iście na łatwiznę, owszem w sytuacjach krytycznych, ale nie jako główny punkt „programu”. Jej sposób myślenia wynikał z tego, że uwielbia ten moment, kiedy jest z przeciwnikiem twarzą w twarz, a ułamki sekund decydują które z nich przeżyje. To jest dla niej prawdziwa walka. Zdawała sobie jednak sprawę, że w obecnych czasach walka nie polega już tylko na wyżynaniu przeciwnika, lecz także na używaniu zaklęć, posługiwaniu sie nadprzyrodzonymi zdolnościami itp. Fakt ten musiała zaakceptować, ponieważ nieprzystosowanie oznaczało śmierć. A z tą jak na razie nie śpieszno było jej się poznać bliżej.
Awatar użytkownika
Mara
 
Posty: 739
Dołączenie: 13 Kwi 2005, 13:17
Miejscowość: Koszalin

Postprzez PodróżniczkaAyhra » 19 Maj 2005, 21:18

Ayhra tym czasem siedziała na podeście. Widziała latające smoki, przyjaciół walczących z orkami, a ona sama była smutna. Nie wiedziała dlaczego. Jej serce było przepełnione żalem i rozpaczą. Nagle zauważyłą lecącą w jej stronę strzałę. Odsunęła się szybko. Jej oczy zalśniły.
-Walcz!- coś je powiedziało, lecz ona nie słuchała. Była zmieszana.
Przyglądał się temu Gandalf, który właśnie poszedł po zapasik Mieszanki Wybuchowej. Widział lśniące oczy Ayhry, jej rozwiane włosy i czuł, jak rośnie w niej moc. Tak dużej energii jeszcze nigdy nie wyczuł. Dziewczyna zdawała się być bąbą, która nagle mogłaby wybuchnąć. Gdy wyciągnęła miesz część tej energii przelała się nań, lecz i tak zdawała się po prostu świecić energią. Emanowała nią.
-Ayhra!- zawołał, a ona się odwróciła w jego stronę.
-Co się stąło Gandalfie?!
-Nic ci nie jest?! Możesz walczyć?!- zawołał. Ona tylko skinęła i wzbiła się w powietrze.
Zamyślona leciała nad polem walki. Smoki zrobiły dobrą robotę. Zapalały łatwopalną skórę orków w mgniniu oka. Śmierdziało spalienizną, ale czegórz się nie orbiło dla zwycięstwa. Ayhra przeleciała nad polem walki. Orkowie przestali się wylewać przez Kanion. Zostąło jeszcze trochę ale Ayhra licząc smoki i zażartość orków do pujścia na pewną śmierć to czekała ich jeszcze dłuuuuga noc.
Nie zważając na nic Ayhra poleciała do pobliskiego zagajnika i zamknęłą umysł przed wszystkimi. Nie dała Przysyłać sobie informacji i nie odbierała żadnych. Gdy wleciała w tą część lasu gdzie były niskie krzewy utrydniające jej lot stanęła. W dłoni zapaliła ognik, który wogóle nie pażył. Oświetlał jej ściółkę. Szukała kwiatu paproci, rosnącego najczęściej w tych okolicach. Nie wiedziała, dlaczego nie walczy teraz razem z innyi. Nie stchurzyła, lecz coś mówiło jej, że ma polecieć do lasu.
Nagle zobaczyła poszukiwany kwiat. Zerwała szybko pełną sakwę i wróciła na pole. Kallisto zdążyła oberwać. Jakiś ork z nienacka wyskoczył jej zza pleców i zanim Kallisto zdążyła podnieść miesz tamten zranił ją w ramię. Nie wiedziała, jak to się stało, że przeżyła, ale wiedziała, że zaraz jak ktoś ccczegoś nie wymyśli to niektórzy będą biedni.
-Ayhra!- wrzasnął Aerian przywołując ją do siebie.-Gdzieś ty latała?! zanim walczyć tutaj!- nawrzeszczał
-Po pewien kwait, który pozwoli nan zwyciężyć.- odpowiedziała, wzięła łuk i zaczęła strzelać, lecz po chwili zrezygnowała, ponieważ musiała iść znaleść Marę.
-Słuchaj, mam tu kwiat paproci, tylko bądź cicho. Nic nie mów. Zrób z niej wywar i dodaj hibiskusa oraz tych składników,, które są potrzebne do zrobienia miksturki opóźniającej.- powiedziała cicho i uśmiechnęłą się.
-Po co ci to?- zapytała Mara, gdy weszły do chaty, gdzie przygotowywała miksturki.
-Gdzy to dodasz do siebie tworzy to tak silny środek spowalniający dla orków, że potrafi i zabić człowieka. A jak dodasz to samo do Mieszanki Wybuchowej, ale bez dodatków to otrzymasz jeszcze silniejszą Mieszankę, niż z hibiskusem i sasanką- to powiedziawszy Elfka wróciła we wrzawę, która nadal toczyła się na polu.
...Karate ni sente nashi...- karate nigdy nie atakuje pierwsze
Awatar użytkownika
PodróżniczkaAyhra
 
Posty: 107
Dołączenie: 27 Lut 2005, 15:04
Miejscowość: ciągle w podróży

Postprzez Mara » 20 Maj 2005, 08:27

Mara żeby przygotować kolejne porcje mieszanek musiała niestety udać się nad rzeka, gdzie jeszcze rano zbierała wszystko, co było jej do tego potrzebne. Samotna wyprawa w tamte okolica była raczej niemożliwa. Nawiązała więc kontakt z Kall i spytała się jej:
-Kalisto, czy mogłabyś mi towarzyszyć w „wyprawie” nad rzekę- skończyły mi się składniki do sporządzenia kolejnej porcji mieszanek ?? Samotna wyprawa jest zbyt ryzykowna, a i Tobie, wyczuwam, że przydałaby się choć chwila odpoczynku.
-To prawda, ta rana jest dość uciążliwa.
-W takim razie jak tylko dotrzemy na miejsce opatrzę ją.
-Nie wiem czy mogę was puścić same !! - włączył się do „rozmowy” Aerian – A poza tym mówiłaś Maro, że razem nasza siłą rośnie, wiec nie widzę innej możliwości jak tylko wam towarzyszyć.
-A co będzie z obroną grodu ?? -pomyślała Kall
-Rozmawiałem z wieśniakami robiącymi strzały- kilku z nich powiedziało że postara się i stanie za mnie na czas mojej nieobecności. A poza tym Gandalf udzieli im małego wsparcia (wiecie co mam na myśli)
-W takim razie chodźmy- pomyślała Mara. W tym momencie zaświtała jej nowa myśl – A może byśmy tak się teleportowali – co prawda nigdy tego nie próbowała z towarzystwem, ale skoro moc nam sprzyja – powinno się udać – Co Wy na to ??
-Jak dla mnie może być- przedarcie się przez to morze orków otaczających osadę będzie trwało dość długo – pomyślała Kall (sama siebie zaskakując tak pozytywnym podejściem)
-Skoro Kall się zgodziła – ja również jestem za - myśląc to Aerian wysłał jeszcze jedną myśl - tym razem tylko do Kall: jeśli możesz to wycofuj się z pola- będę Cię osłaniał.
-Dobrze – zaczynam
Zanim Kall pokonała kilkanaście metrów dzielące ją od bramy wjazdowej upłynęło więcej czasu niż sama zakładała, fakt, nie miała w tej chwili tyle sił co jeszcze godzinę temu, a rana dawała coraz bardziej znać o sobie. Kiedy już była w środku Aerian zszedł z muru, gdzie udzielał ostatnich wskazówek wieśniakom.
-Chyba możemy ruszać ?? Spytała tym razem głośno Kall
-Sądzę, że tak –odparła Mara i pomyślała: chodźmy więc w jakieś bardziej ustronne miejsce

Chwile trwało, zanim Marze udało się stworzyć odpowiednią więź w celu bezpiecznego „przetransportowania” ich małej grupki w okolice rzeki. Moc jaka powstawała kiedy byli blisko siebie spowodowała, że żadne z nich nie zaginęło po drodze i znaleźli się dokładnie w tym miejscu o którym pomyślała Mara. Kiedy byli już na miejscu Mara kończyła cały proces i miała zamknięte oczy. Nagle Aerian zauważył orka stojącego tuż za plecami Kall. Widać było wyraźnie jego zdziwienie całym zajściem. Jednak Aerian nie czekał aż ork pojmie co tu się przed chwilą stało. Przesłał Kall tylko krótką myśl:
-Uchyl się !! I natychmiast wypuścił w stronę wroga strzałę, która nigdy nie chybia. Tak również było tym razem. Ork został trafiony prosto w szyję, strzała przeszła na wylot. Na Kall i Marę trysnęła czarna maź wydobywająca się z rany napastnika.
Nic nie mówiąc otarły tylko twarze i zgodnie powiedziały:
-Chodźmy, może ich być tu więcej, a pozatym zaraz zrobi się całkiem ciemno i nic nie bedzie widać.
Skierowali się w stronę brzegu rzeki. Chłód jaki bił od wody był teraz mniej wyczuwalny, jednak klimat w tym miejscu był specyficzny i zapraszał do skorzystania z uroków przepływającej tędy wody. Nie zastanawiając się długo cała trójka wtargnęła do przyjemnej wody. Aerian zdążył tylko zdjąć skórę, którą nosił w czasie walki i położyć łuk. Dziewczyny wykorzystały sytuacje i razem z kąpielą zrobiły sobie małe pranie- maź z rany orka kleiła się dość mocno i chwile trwało zanim udało się im jej pozbyć. Mara spojrzała na rozciętą koszulę Kall. Rana była dość rozległa.
-Chodźmy kawałek w górę rzeki – tam woda jest czysta – przemyję Ci ranę. Kall tylko kiwnęła głową, zmęczenie dawało znać o sobie coraz bardziej.
Aerian wyszedł z wody żeby osłaniać dziewczyny z brzegu, a przy okazji zebrał potrzebne Marze zioła do opatrunku. Kiedy rana byłą już oczyszczona, Mara z Kall wyszły z wody.
-Dobrze że mamy męskie stroje- wyobrażałabyś sobie dźwiganie tych wszystkich fatałaszków namoczonych wodą – zażartowała Kall – widać było, że woda orzeźwiła ją i powoli wracał jej humor.
-Nie !! tak samo jaknie wyobrażam sobie walki w tych wszystkich utrudniających każdy ruch płachtach materiału- to nie dla mnie – odparła Mara
-Fakt- dziewczyny, jeszcze was nie widziałem w damskim stroju – stwierdził trochę zdziwiony tym faktem Aerian – Czy wy naprawdę jesteście kobitkami ??
-Masz jakieś wątpliwości ?? spytały zgodnie (woda sprawiła, że ich ciała były teraz opięte przez mokre odzienie, które eksponowało każdą wypukłość)
-Już nie – sorki że pytałem ale momentami mam wątpliwości – a luźne koszule które nosicie dają do myślenia i mogą wprowadzić w błąd :)
-To dobrze – uśmiechnęły się i Mara kontynuowała opatrywanie Kall.
Zamknęła na chwilę oczy. Ręce, które cos kazało jej przyłożyć do rany zaczęły wytwarzać przyjemne ciepło. Kall poczuła swędzenie, było ono tak silne, że nie mogła się opanować, chciała oderwać ręce Mary od swojego ramienia i jak najszybciej podrapać swędzące miejsce. Jednak ta nie pozwoliła jej na to:
-Kall wytrzymaj jeszcze chwile, za chwile to ustąpi.
Kiedy skończyła i zabrała dłonie od rany, obie nie mogły uwierzyć w to co zobaczyły: w miejscu, które przed chwilą było raną widniał duży strup. Kall zdziwiona nic nie powiedziała, wolała nie wiedzieć jak to się stało, zresztą nie maiła pewności czy Mara to wie. Coś mówiło jej, że jest tym tak samo zaskoczona jak i ona. Być może to tak bliska obecność tych 3 postaci dawała Marze taką moc. Ale to nie pora na rozpatrywaniem takich niewyjaśnionych zagadnień. Dziewczyny wstały.
-Chyba pora zacząć zbierać to po co tu przybyliśmy, bo mogę nie zdążyć wszystkiego przygotować
-Dobrze Maro, więc czego mamy szukać??
-Potrzebujemy kilku garści Mniszka lekarskiego, porządną wiązkę pokrzyw, 7 babek lancetowatych razem z korzeniami i trochę krwawnika. Wszystko rośnie na tym brzegu. Ja jeśli pozwolicie pójdę zebrać trochę potrzebnych do tego krzewów i kory drzew. Za chwile powinnam wrócić.
-Na pewno nie chcesz żebyśmy poszli z Tobą, jest ciemno a nie wiadomo gdzie czają się orki.
-Zapomniałeś, że w nocy widzę wszystko tak samo jak za dnia ?? Dam sobie rade – mam ze sobą sztylet o resztkę Mieszanki Wybuchowej- tak na wszelki wypadek. Kiedy skończyła to mówić nagle zniknęła.
Aerian z Kalisto zabrali się do zbierania ziół o których mówiła Mara.
-Dobrze że wziąłem ze sobą lampę oliwną - pomyślał Aerian - dzięki temu nie pomylimy się i powinno nam się udać znaleźć to czego szukamy
Kall uśmiechnęła się tylko i zapaliła lampę.
Awatar użytkownika
Mara
 
Posty: 739
Dołączenie: 13 Kwi 2005, 13:17
Miejscowość: Koszalin

Postprzez PodróżniczkaAyhra » 20 Maj 2005, 21:10

Tymczasem Ayhra orzeźwiła się trochę i otrząsnęła z letargu. Walka dobrze jej służyła. Krew orków oblepiała jej całe ciało uwydatniając wypukłości, które wcześniej, pod męsko-damskim strojem nie były widocczne. Spodnie przykleiły się do nóg, co było najgorsze, ponieważ krępowało to jej ruchy. Nagle spostrzegła, że nie ma już celnych strzał Aeriana, a Kallisto już nie sieka mieczem. Trochę się zdenerwowała, ponieważ nie wiedziała, co się stało.
Gandalf bronił wejścia, więc Elfka postanowiła do niego dołączyć ze względu wsparcia, jakiego potrzebował po zniknięciu Kallisto.
-Gdzie onie poszli?!- zapytała. Musziała krzyczeć, bo we wrzawie nie było nic słychać.
-Nie wiem. Kall oberwała, a Mara pewnie poszła po zioła. Nie wiem gdzie.- odpowiedział równie głośno.
-Dobra, nie ważne .- wymamrotała i wzleciała na podest. Z tamtąd wzięła swój łuk, który wcześniej zostawiła i zaczęła strzelać. POczuła ból w okolicy zgięcia łokcia. Karwasz się jej zsunął. Szybko go poprawiła i osłaniała Gandalfa, któy już ledwo walczył ze zmęczenia.
-Wycofaj się- przekazała mu w myślach. Niestety, informacja nie dotarła. Zdenerwowana wrzasnęła:-GANDLAF, WYCOFAJ SIĘ, MÓWIĘ!!
Poskutkowało. Gandalf wycofywał się osłaniany przez Ayhrę.
Tymczasem, Mara znalazła potrzebne rzeczy i wróciłą do przyjaciół. Aerian oświetlał miejsce, w którym stali, lecz gdy zobaczył zmieżającą ku nim Marę od razu zdmuchną lampkę. Mara skupiła się jeszcze raz i przeteleportowali się z powrotem do wioski. Gdy tylko wylądowali Aerian skoczył na podest. Zobaczył w mdłym świetle pochodni jak Ayhra jest cała oblepiona krwią. Jej włosy oklejały twarz, a sukienka i spodnie przykleiły się do ciała. Elfka wyglądała okropnie. Choć miała dużo siły, to krew i odór orków obrzydzały ją. Gandalf się zdążył wycofać, gdy jakiś ork właśnie o mało nie trafiłby w niego strzałą. Ayhrz strzelałą u boku Fazika i Aeriana, który dołączył do nich. Dziewczyna nagle, niespodziewanie postawiła łuk i podbiegła do miejsca, gdzie Mara ważyła swoje mikstury.
-Masz Mieszankę wybuchową?- zapytała spokojnie, lecz w pośpiechu wypowiadając słowa.
-Mam, weś, leży tam- odpowiedziała Mara i wskazała małą kupkę woreczków w kącie chaty.
Ayhra podeszła, wzięła kilka woreczków i jak strzała wypadła z chaty. Od razu wzbiła się w powietrze. Choć pióra były oblepione mazią to dała radę latać. W miarę, jak czas lotu się wydłużał, to skrzydła powoli obcielkały z mazi, lecz niewiele to dąło. Dziewczyna poczuła niezmierzoną radość. Na reszcie mogła porozrzucać mieszankę, choć bez wzmacniacza.
-Witam w piekle- powiedziała sama do siebie i rozrzuciła garść na orki. Miało to mały skutek, lecz kilku wyleciało w powietrze. "Rozsiewała" nadal, lecz bez wzmacniacza przaca nie była taka sama jak z nim. Zrezygnowana, po wytraceniu ostatniego woreczka wróciła do wioski.
-Idź się umyj.- powiedział jej Gandalf.
-Za chwilę.- odparła i poleciała z powrotem do chaty Mary.
Tam Mara i Kallisto rozmawiały w najlepsze.
-Ayhra!- krzyknęła zdziwiona Kallisto.- A co ty tu robisz?
-Przyszłam. Wiem, że śmierdzę jak ork, ale musze wam powiedzieć, że z góry walak wygląda corazto ciekawiej. Tyły orków już się odwracają Mogli dostać rozkaz odwrotu, albo stwierdzili, że im się nie uda.- powiedziałą z radością i dodała- idę nad strumień się umyć bo cuchnę jak ork.
Po tych słowach wyszła z chawty i polecieła nad strumień.
...Karate ni sente nashi...- karate nigdy nie atakuje pierwsze
Awatar użytkownika
PodróżniczkaAyhra
 
Posty: 107
Dołączenie: 27 Lut 2005, 15:04
Miejscowość: ciągle w podróży

Postprzez Mara » 23 Maj 2005, 07:31

W czasie, kiedy Ayhra doprowadzała się do stanu używalności w przyjemnej wodzie tutejszej rzeki w wiosce walka trwała dalej.
Gandalf osłabł trochę (w końcu nie ma się czemu dziwić był przyzwyczajony do rzucania zaklęć a nie do walki w ręcz). Teraz wejścia do osady bronił Loopa i Gorax. Trzeba przyznać, że szło im całkiem nieźle.
Mara tym czasem przygotowała nową porcję mikstur wzbogaconych o dostarczone wcześniej przez Ayh kwiaty paproci.
Przy okazji przygotowała również specyfik dla Gandalfa. Miał pomóc mu w zregenerowaniu sił. Mag wymamrotał nad kielichem jakąś formułkę, po której mikstura zabulgotała. Wychylił kielich do dna, otarł usta rękawem i rzekł:
-Ciekawe, czy mają tu gazowane mleko ?? Badawczym wzrokiem omiótł małą izbę i rozczarowanym głosem rzekł: Chyba jednak nie mają :(
-Najlepiej będzie, jeśli spytasz o to wieśniaków – oni powinni to wiedzieć – skwitowała go Kall. Po czym wyszła razem z Marą, aby sprawdzić sytuację na murach.
Gandalf długo nie siedział sam. Za moment zjawiła się Mea z dużym kuflem.
-Zgadnij co dla Ciebie przyniosłam ??
-Nie mam pojęcia – rzekł już zrezygnowany Mag.
-Udało mi się namówić Fazika żeby wydębił od tutejszych mieszkańców trochę mleka i przyrządził Twój przysmak !!
Gandalfowi w oczach pojawiły się iskierki. Wyciągnął ręce w stronę kufla. Alamea podała go z uśmiechem. Gandalf pił łapczywie. Mea jeszcze nie widziała, żeby kiedyś tak szybko pochłaniał ten pyszny (chyba tylko jemu smakujący) napój.
-Masz jeszcze ?? Spytał rozanielony odstawiając kufel na pobliski stół.
-Powinno się coś znaleźć – Mea wzięła kufel i wyszła z chaty.

Tymczasem sytuacja okazała się troszkę nieciekawa: wieśniacy nie zeszli z muru, gdy pojawił się Aerian i dalej strzelali z łuków. A tym czasem zapasy strzał znów znacznie się skurczyły.
Kalisto i Mara dołączyły do Aeraina i spytały się, czy nie miałby ochoty na krótką chwilę przerwy.
-Z miłą chęcią – odparł i przekazał łuk dziewczynom. Te zaś poprosiły wieśniaków o powrót do kryjówki i dalsze wyrabianie strzał.
Co prawda warunki jakie panowały teraz na polu walki nie sprzyjały strzelaniu – jedynie Mara widziała, gdzie są teraz orki, wiec mogła trochę postrzelać bez obaw o zmarnowanie ostatnich sztuk.
Kall natomiast postanowiła zobaczyć jak radzą sobie Loopa i Gorax. Zeszłą z muru. Skierowała się w kierunku bramy. Kiedy usłyszała odgłosy blisko walczących rycerzy i doszła do wniosku, że z miłą chęcią się do nich przyłączy.
W tym momencie nadleciała Ayhra. Wylądowała koło zgromadzonego sprzętu wieśniaków. Mara wyczuła jej bliską obecność przesłała jej myśl :
-Ayhr. Czy jest jakaś szansa, aby stworzyć na tyle dużą tarczę ochronną, aby bez obaw można było zrobić choć chwile przerwy dla wszystkich na mały posiłek ?? Szczerze nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam coś w ustach :)
-Spytam się Gandalfa, ale powinno się to udać.
-To sprawdź to i daj mi znać – wieśniacy powinni mieć tu jakieś zapasy.

Mara przekazała tą myśl Kall. Tej aż ślinka pociekła na myśl o kawałku pieczonego mięsa.

Po chwili Ayhra wróciła na plac razem z Gandalfem. Przekazała Marze i Kalisto informacje, że zaczynają tworzyć tarczę ochronną. Kall przekazała to walczącym z nią Loopie i Goraxowi.
-Gdzie jest Fazik ?? – pomyślała Kall
-Nie mam pojęcia – Ayhra może Ty wiesz gdzie on się podziewa ?? „spytała” Mara
-Kręcił się gdzieś po osadzie, Gandalf wspominał że miał mu przygotować kolejną porcję gazowanego mleka
-Czego – ze zdziwieniem pomyślała Mara
-Nie mam pojęcia, ale to podobno jego przysmak. Razem z nim jest Mea.- w każdym bądź razie wszyscy oprócz Kall, Loopy i Goraxa są w osadzie. Jeśli możesz przekaż im żeby się pośpieszyli.
-Już się zaczęli wycofywać- jednak może to chwile potrwać. Kiedy Mara przekazała to Ayhrze przez bramę właśnie wśliznęły się głodni jak wilki Kall, Loopa i Gorax.
Mamy komplet – zaczynajmy wiec Gandalfie
Stanęli na środku i zaczęli wypowiadać tajemniczą formułkę. Tak jak poprzednio w ich dłoniach pojawiły się najpierw małe świetliste kule, które zaczęły szybko rozrastać się we wszystkie możliwe strony. Kiedy osłona byłą na tyle duża, że osłaniała już bramę Mara zeszła z muru by dołączyć do reszty drużyny. Zaraz za nią pojawili się Gandalf i Ayhra.
-Gdzie Fazik i Mea ?? spytała Kalisto. Odpowiedział jej Aerian:
-Szykują z mieszkańcami wieczerze. Za chwile powinni się zjawić z jadłem i napitkiem :D
-To dobrze, bo umieram z głodu. Mam tylko nadzieje, że liczą się z naszym apetytem – odpowiedziała Mara
-Nie martw się, jeśli nie zaspokoimy głodu „skoczymy” do lasu na polowanie, Pamiętacie jak 2 lata temu wybraliśmy się na takowe i dopadliśmy wielkiego dzika ?? – z uśmiechem spytał Elf
-Trudno to zapomnieć – był tak duży, że w 4 taszczyliśmy go do obozu. Przypomniała sobie Kall.
-A ile było przy nim roboty zanim wrzuciliśmy go na rożen – skwitowała ich Ayhra
Wspominaliby pewnie jeszcze długo tamto niesamowite polowanie, gdyby do izby nie weszła Mea z pierwszymi miskami. Zaraz za nią pojawili się mieszkańcy z Fazikiem. Widać było, że się postarali. Kiedy skończyli ustawiać wszystko na stole ciężko było znaleźć kawałek wolnego miejsca.
Wszyscy rzucili się na jedzenie i nie czekając na zaproszenie polali wino do pucharów.
Awatar użytkownika
Mara
 
Posty: 739
Dołączenie: 13 Kwi 2005, 13:17
Miejscowość: Koszalin

Postprzez Mara » 25 Maj 2005, 11:12

To, że na stole było pełno jadła nie gwarantowało tej głodnej jak wilki załodze nasycenia się.
Z każdą minutą malała ilość pieczonego mięsa, chleba, jarzyn umieszczonych na talerzach. A głód wcale nie wydawał się mniejszy. Również wino w dzbanach powoli się kończyło.
Kiedy na półmiskach przewarzała pustka Mara i Kalisto spojrzały na siebie pytająco.
-Kall a może by tak małe polowanie, bo jakoś głód nie daje mi spokoju ?? pomyślała Mara
-Czemu nie- tylko to może chwile potrwać
-Gandalf jak długo wytrzyma tarcza ochronna ?? spytała głośno Kall
-To zależy od nasilenia ataków orków, ale sądzę, że jakąś godzinę powinna wytrzymać nawet przy intensywnej „pracy”
-Cieszy nas to :> -odparł Aerian
-A co, wybieracie się gdzieś- spytała Mea
-Myślimy o małym polowaniu, bo nadal jesteśmy głodni, a godzina powinna nam spokojnie wystarczyć – skwitowała Kall
-W takim razie my się zdrzemniemy, tylko jeszcze ustalimy tylko kto będzie trzymał watrę- rzekł Gandalf z ożywieniem w głosie
-W takim razie do zobaczenia za jakąś godzinkę
Mówiąc to Kall, Mara i Aerian wstali od stołu i udali się w stronę wyjścia z chaty. Kiedy wychodzili spojrzeli na Ayhrę, która nie ruszyła się z miejsca.
-A Ty nie idziesz- spytała w myślach Mara
-Jakoś nie mam ochoty na włóczenie się po lesie o tej porze, a drzemka dobrze mi zrobi
-Skoro nie chcesz nie zmuszam, Spij dobrze.
Kiedy już wyszli na zewnątrz przez chwile stali w milczeniu.
-No to czas ruszać w „drogę”- pomyślała Kall
-Tak, nie mamy zbyt wiele czasu, po woli zaczyna świtać, to wymarzona pora na polowanko
-W takim razie ruszajmy, czy mamy jeszcze jakieś strzały- w myślach spytał Aerian
-Z tego co widziałam udało się mieszkańcom trochę zrobić, zaraz przyniosę- odpowiedziała mu Mara
-Ok, tylko się pośpiesz i po drodze weź łuki dla nas
-Nie ma sprawy – dla Ciebie wszystko Kall ;)
-Czyż bym ja o czymś nie wiedział – spytał Aerian – dziewczyny czy z wami jest wszystko w „porządku”
-Jak najbardziej - odparły zgodnym chórem – i uśmiechnęły się szeroko
-Niech wam będzie, ale mam czasem wątpliwości
-Jeśli pozwolisz pomówimy o nich później- pomyślała Mara stając przy nich z niezbędnym oprzyrządowaniem
-Więc ruszajmy
-Tak jak poprzednio, stanęli blisko siebie, skupili swoje myśli i już za chwile stali nad brzegiem rzeki w której ostatnio zażywali tak przyjemnej kąpieli.
Ruszyli do lasu, który rozpościerał się po drugiej stronie rzeki, którą przeszli sucha nogą dzięki konarowi który łączył oba brzegi.
Rzeczywiście nie mieli problemu ze znalezieniem zwierzyny. O tej porze zwierzęta zmierzały w stronę rzeki aby zaspokoić swoje pragnienie. Widać było, że grasujące w okolicy orki nie wypłoszyły wszystkich osobników. Bez problemu ustrzelili dorodną łanię i nie tracąc czasu przenieśli się do osady.
Wszyscy (oprócz wartownika, który czuwał i w razie problemów z Tarcza ochronna miał budzić śpiącego Gandalfa). Jak na razie, nie było większych problemów. Tracza spisywała się świetnie i nie zapowiadało się, żeby miało się to w najbliższym czasie zmienić. Łowcy zabrali się więc do oprawiania upolowanej łani. Kall zajęła się doprowadzeniem paleniska do porządku – wartownik chyba zapomniał o podkładaniu do ognia. Aerian zajął się obdarciem łani ze skóry, a Mara przyrządziła mieszankę aromatycznych przypraw w celu nadania odpowiedniego aromatu pieczonemu mięsu.
Po chwili zwierze było już wypatroszone i nadziane na ruszt na którym miało się powoli piec. Zapach jaki zaczął się unosić w powietrzu przyjemnie drażnił nozdrza. Usiedli przy ogniu. Co jakiś czas kręcili rożnem żeby mięso piekło się równomiernie. Kiedy tak siedzieli i wpatrywali się w ogień, wspomnienia zaczęły ożywać. Bez słowa każdy siedział i dawał się nieść ich fali. Nikt nie ingerował w myśli towarzyszy.
Siedzieli tak w milczeniu do momentu, aż łania była gotowa. Kall wzięła ze stołu tylko nóż, widelec i ogromny talerz. Mara odkroiła 6 kawałków mięsa. Smakowało jeszcze lepiej nić pachniało. Było miękkie i soczyste z chrupiącą skórką, która po prostu rozpływała się w ustach. Aerian wstał i przyniósł resztki chleba, które zostały z wieczerzy. Mimo narastającego jedli powoli, delektując się każdym kęsem.
-Nie ma to jak własnoręcznie przyrządzone pieczyste – uśmiechnął się Elf
-Zgadzam się z Tobą w 100% - powiedziała Kall
-Przynajmniej wiesz, że nie czekają na Ciebie „niespodzianki”, a pamiętacie tą herbatę ze skwarkami ?? - przypomniała sobie Mara
-Lepiej mi nie przypominaj, od tamtej pory sprawdzam co mi polewają – odpowiedziała Kall
-Mówicie o tej herbacie, którą częstowali nas w odległej wiosce podczas obchodów ich święta ??- spytał Elf
-Tak właśnie o tej. Ktoś pomieszał cały kociołek herbaty łyżką ze skwarkami (co niektórzy się nawet nie zorientowali i pili ze smakiem).
-Zdarzają się niespodzianki, oj zdarzają, a pamiętacie to ciasto z którego wyfrunęły małe ptaszki zostawiając jeszcze większą niespodziankę w środku ?? -Przypomniała sobie Kall
-oby mniej takich niespodzianek, bo mam czasem ochotę zamiast siadać do stoły iść nad rzekę i sama sobie po walce jedzenia szukać – Skwitowała Mara z uśmiechem.
Tak na miłej rozmowie i zajadaniu się upolowana łanią minął im czas do świtu.
Awatar użytkownika
Mara
 
Posty: 739
Dołączenie: 13 Kwi 2005, 13:17
Miejscowość: Koszalin

PoprzedniaNastępna

Powróć do Karczma

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 2 gości